– Tak było za pierwszym razem.
Nie widziałam wszystkiego, ale miałam dość czasu, żeby… dowiedzieć się pewnych
rzeczy. – Veronika zamilkła. Przez chwilę pustym wzrokiem wpatrywała się w strzelające
ku górze płomienie świec. Ogień wydał jej się dzikszy niż do tej pory, jakby
przesycony energią, którą wyczuwała wewnątrz kręgu. – Gdyby chodziło tylko o moją
śmierć, przyjęłabym to. Taka byłaby moja kara, choć dalej nie pojmuję dlaczego
musiał w ten sposób przywiązać do mnie Julię.
Kiedyś myślała
inaczej. Egoistycznie roztrząsała wyłącznie to, że została oszukana – że pakt,
który zawarła, okazał się wyłącznie naiwnym marzeniem. Dopiero później pojęła,
że to nie ona była prawdziwą ofiarą. Obserwując jak kolejne wcielenia Julii
popadają w obłęd, z całą mocą zrozumiała, kogo tak naprawdę
skrzywdziła.
Siostra płaciła
za jej egoistyczne pragnienia. Nigdy nie powinna była na to pozwolić. Problem
polegał na tym, że niezależnie od tego jak wiele racy próbowała, koniec zawsze
był taki sam.
– Jestem
pierwszą ofiarą i początkiem obłędu Julii. Ona… Lena – poprawiła się z wahaniem
– prędzej czy później wróci do domu. I Bóg jeden raczy wiedzieć, co się
tam wydarzy.
Tak naprawdę
niczego nie wiedziała o obecnym wcieleniu Julii. Nie mogła ocalić Leny, co
do tego nie miała już złudzeń. Zginęła – tak po prostu, nim w pełni wykorzystała
szansę, którą dał jej los. Gdyby przypomniała sobie wcześniej…
Teraz Lena mogła
być gdziekolwiek. Veronika nie miała nawet pewności, kiedy przypadała pełnia, a więc
szczyt obłędu. Dusza jej siostry szalała, wydając się reagować na pojawiający
się na niebie księżyc.
A potem
wszystko powoli ustawało, w miarę jak satelita zaczynał zniknąć. Wraz z nim
również Julia decydowała się zakończyć swój żywot.
– Cykuta –
wyszeptała bezwiednie Veronika. – To ja interesowałam się nie tym, co powinnam,
ale… to jedno wiedziała również moja siostra. Pewnego dnia po prostu wyszła z domu
i poszła szukać cykuty.
Trucizna do
tej pory potrafiła być skuteczna. Co prawda medycyna wciąż szła do przodu, ale
to nie miało znaczenia, jeśli ktoś chciał umrzeć. Veronika była pewna, że
również Lena miała znaleźć sposób na to, żeby umrzeć. W końcu robiła to
już wielokrotnie wcześniej, na wiele różnych sposobów. Ta kwestia również
pozostawała stała, choć scenariusz każdorazowo przybierał inny kierunek.
Każdy cykl
był inny. Nigdy nie wiedziała, co wydarzy się tym razem. To, kim była, kim
stawała się Julia, w jakich okolicznościach się poznawały… Wszystko
przestawało mieć znaczenie, skoro koniec końców schemat się nie zmieniał.
Już dawno powinna
pogodzić się z tym, że przeznaczenia nie dało się oszukać.
Cisza
dzwoniła jej w uszach. Czekała w napięciu, ale babcia milczała jak
zaklęta, w żaden sposób nie dając po sobie poznać, że usłyszała dalszą
cześć wyznań. Twarz kobiety pozostawała niezmieniona; jej oczy nie wyrażały
żadnych emocji. Przez chwilę Veronika miała ochotę wręcz zacząć ją błagać, by
się odezwała – tylko tyle, nieważne jak surowe okazałyby się jej słowa – ale
ostatecznie nie wykrztusiła z siebie nawet słowa.
Poruszyła
się niespokojnie. Spojrzała na krawędź kręgu, który stworzono z myślą o to,
by pozwolić jej choć przez chwilę pozostać na tym świecie. Czuła, że ten
dodatkowy czas dobiegł końca i że powinna po prostu odpuścić. W jakiś
pokrętny sposób możliwość wyrzucenia z siebie tego, co przez tyle wcieleń
trzymała w tajemnicy, była kojąca, ale mimo wszystko…
– Jak
bardzo żałujesz?
Zesztywniała,
słysząc to pytanie. Natychmiast poderwała głowę, by spojrzeć wprost w oczy
wpatrzonej w nią kobiety.
– Nieważne
co powiem, zabrzmi to niewystarczająco dobrze – odparła cicho. – Teraz
najbardziej żałuję, że zawiodłam, choć mogłam zmienić więcej niż kiedykolwiek
wcześniej. Gdybym pamiętała wcześniej…
– Maggie?
Coś ścisnęło
ją w gardle, gdy znów usłyszała to imię.
– Tak,
babciu? – szepnęła, z trudem panując nad drżeniem głosu.
– Otwórz oczy, kochaniutka – poprosiła kobieta i coś w tych słowach dało Veronice do myślenia. – Skoro chcesz coś zmienić, postaraj się… Bo widzisz, moja mała Maggie wciąż żyje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz