Nie zapamiętała wiele z tego,
co działo się przez minione dni. Były niczym przebłyski – niekończący się
koszmar, w którym ciemność przeplatała się z przebłyskami obrazów,
które Julia wolałaby wyrzucić z pamięci. Przynajmniej próbowała, za
wszelką cenę odrzucając od siebie wspomnienia, które uważała za nieistotne.
To nie do
niej należały zbroczone krwią dłonie. Nie ona zaciskała palce na rękojeści
sztyletu, który wielokrotnie zagłębił się w piersi Veroniki. Nie ona…
Przez chwilę
sądziła, że wszystko wróci do normy. To, co stało się w pokoju siostry, w rzeczywistości
nie miało miejsca. Wystarczyło, żeby o tym zapomniała i zaczęła udawać,
że wszystko w porządku. Wraz z Veroniką wszystkie problemy powinny
odejść w zapomnienie. Obserwujące ją oczy w końcu przestałyby śledzić
każdy jej krok. O, tak – teraz wszystko musiało być dobrze.
Tyle że nie
było.
Bywały
momenty, w których Julia z ulgą oddawała się zapomnieniu. Pozwalała,
by całkowite zaćmienie przysłoniło jej umysł. I choć w normalnym
wypadku coś takiego wydałoby się jej irracjonalne, udawanie okazało się
zaskakująco proste. Jakby w momencie, w którym wyrzuciła zakrwawiony
sztylet i zmyła krew z rąk, odrzuciła od siebie również popełnione
grzechy.
Mogła
udawać, że ta noc nie miała miejsca. Że nigdy tam nie weszła, że nigdy…
Ale potem
nastawała noc, a na niebie pojawiał się księżyc – coraz pełniejszy i pełniejszy.
Srebrzysty, coraz to intensywniejszy blask sprawiał, że do Julii powracała
świadomość. Nie rozumiała tej zależności, ta zresztą napawała ją coraz to
silniejszą goryczą, zwłaszcza że jakaś jej cząstka – zepchnięta na bok i pozornie
mało znacząca – podsuwała dziewczynie myśli, których ta nie chciała brać pod
uwagę. Jakby w całym tym szaleństwie istniało coś jeszcze, o czym
powinna pamiętać.
Dlaczego
nikt nie pytał o Veronikę? Dlaczego w domu nagle zrobiło się tak
spokojnie i…?
Potrząsnęła
głową, ale natrętne myśli nie ustępowały. Julia skrzywiła się, po czym odsunęła
od zasłoniętego okna. Blask księżyca ją drażnił, choć jak zawsze próbowała
stłumić go zaciągniętymi kotarami. Nie pomagało, a ona oczami wyobraźni
widziała srebrzystą, rozpraszającą noc kulę. Miała wrażenie, że nadeszła
pełnia, choć nie śledziła faz księżyca na tyle uważnie, by mieć co do tego
pewność.
Poruszyła
się niespokojnie. Czując, że tej nocy nie zaśnie, szybkim krokiem wyszła z sypialni
i skierowała kroki ku biblioteki. Zamierzała skulić się w fotelu i czytać
choćby i do rana, o ile wcześniej nie ogarnęłoby jej zmęczenie.
Wiedziała co prawda, że matka nie będzie zachwycona, jeśli przyuważy ją o tak
później porze z książką w ręku, ale to nie miało znaczenia. Ten jeden
raz Julia nie zamierzała przejmować się tym, czy faktycznie w ten sposób źle
wpłynie na oczy.
Już po
przekroczeniu progu biblioteki poczuła, że coś było nie tak. Tutaj okna nie
były zasłonięte, ale po tej stronie domu Julia nie była w stanie dostrzec
księżyca. Ostrożnie wślizgnęła się do środka, starannie stawiając kroki na
wypolerowanej podłodze. Nieznacznie skrzywiła się, gdy z całą mocą uderzył
w nią dziwny, nieprzyjemny zapach, który…
Och, no
tak.
Tylko na
tyle było ją stać. Nawet nie krzyknęła, ani nie skrzywiła się, kiedy zaćmienie
ustąpiło, a ona zdecydowała się sobie przypomnieć. Bezwiednie zacisnęła
dłonie w pięści, tak instynktownie jak wtedy, gdy wymierzała kolejne ciosy
w pierś Veroniki.
Było coś, o czym
zapomniała. Co wyjaśniało wiele jej wątpliwości choćby co do tego, dlaczego
nikt o nią nie pytał.
Ile dni
minęło, odkąd – poruszając się trochę jak lunatyczka – prosto z pokoju
siostry udała się do biblioteki? Tutaj zastała ojca. Tak go zaskoczyła, stając
przed nim blada i zakrwawiona, że nawet nie zdążył się obronić.
Mamę
znalazła w pobliżu kuchni.
Julia spuściła
wzrok. W ciemnościach trudno było rozróżnić szczegóły, ale wciąż była w stanie
rozróżnić miejsce, w którym krew zalegała na posadzce. Ciało leżało za
fotelem, ale to nie było ważne. Nawet gdyby miała wątpliwości, zapach rozkładu
mówił sam za siebie.
No, tak…
Bez słowa wyszła z powrotem na korytarz. Nici z czytania. Dziś miała do zrobienia coś zupełnie innego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz