Najgorszy zawsze był moment
zapomnienia. Trwała w pustce, podświadomie wyczekując chwili, w której
mgła po raz kolejny przysłoni jej umysł, tak jak i zawsze pochłaniała
wszystko wokół. Na wszystkie możliwe sposoby walczyła z takim stanem
rzeczy, chwytając się nawet najbardziej bolesnych sposób, żeby go opóźnić.
Chciała wyciągnąć jak najwięcej wniosków, wciąż licząc, że za którymś razem
dowie się dość, by kolejny cykl został zarazem ostatnim, a jednak wciąż
zawodziła. Nawet pamiętając, że istniał sposób na zmianę przeznaczenia, wciąż
odtwarzała je na nowo.
Dzięki tym
próbom Veronika pamiętała o rzeczach, które w normalnym wypadku bardzo
chętnie wyparłaby z pamięci. Nie potrafiła zliczyć jak wiele razy rozpamiętywała
dzień, w którym zginęła z ręki Julii po raz pierwszy. Kolejne śmierci
nie były aż takie istotne, czasem sprowadzając się do zwykłego wypadku. Jak i tym
razem – jako Maggie umarła pod kołami samochodu, choć Lena nie była tego świadoma.
Nie zabiła jej z premedytacją i tak zimną krwią jak za pierwszym
razem.
Nie
rozumiała tego schematu. Koniec końców do śmierci zawsze przyczyniała się właśnie
reinkarnacja Julii, chociaż tylko ten pierwszy raz wydawał się mieć aż tak
silne znaczenie. Tylko w nim Veronika wyczuwała to, co wciąż ją
przerażało: czysta nienawiść, którą darzyła ją siostra.
Czuła, że
tam kryła się odpowiedź. Właśnie dlatego prędzej czy później wracała do
momentu, który tak wyraźnie wyrył się nie tylko w jej pamięci, ale przede
wszystkim duszy.
Rozpamiętywała
tamtą noc tak często, że potrafiła stwierdzić choćby to, że za pierwszym razem
Julia dźgnęła ją aż dwadzieścia dziewięć raz.
Dwadzieścia
dziewięć pełnych nienawiści, starannie wymierzonych ciosów.
Od tego
czasu wszystko kręciło się wokół jednego schematu. Zawsze prędzej czy później
losy jej i Julii znów się ze sobą splatały. Zawsze ginęła z jej winy –
w mniej lub bardziej bezpośredni sposób. Zawsze podczas pierwszej kwadry.
Chwytała
się tych myśli, po raz wtóry próbując wszystko uporządkować. Te najbardziej
bolesne wspomnienia zawsze były najlepszym sposobem na to, by przeciwstawić się
mgle. Tej jednej kwestii Veronika nauczyła się już dawno temu, jeszcze gdy żyła
po raz pierwszy. Nienawiść pozostawała ślady – głębokie rany, których ot tak
nie dało się wymazać. Paradoksalnie właśnie ta wiedza mogła okazać się
wybawieniem, choć z każdym kolejnym cyklem coraz bardziej wątpiła w to,
czy coś podobnego w ogóle będzie jej pisane. Bardziej prawdopodobne
wydawało się, że została potępiona na wieki.
Cykl…
Dwadzieścia dziewięć…
Tyle trwał
cykl księżyca. Nie miała pojęcia czy to miało znaczenie, ale prędzej czy później
wszystko wydawało się sprowadzać właśnie do tego.
Poczucie
beznadziei uderzyło w nią z całą mocą. Wątpiła, by kiedykolwiek nadarzyła
się bardziej sprzyjająca okazja, by przerwać to szaleństwo. Maggie bardziej niż
którekolwiek z wcześniejszych wcieleń zbliżyła się do magii. Miała wiedzę i możliwości,
o których Veronika mogła tylko pomarzyć – i które ostatecznie zaprzepaściła,
pozwalając zabić się, nim w pełni pojęła z czym walczy. Gdyby tylko
przypomniała sobie wcześniej…
Mgła
wydawała się gęstnieć, stopniowo pochłaniając coraz to więcej. Walczyła, ale
czuła, że jak zawsze przegra. Znów zapomni, co na swój sposób wcale nie było
takie złe – przynajmniej nie musiałaby być świadkiem tego, co później spotka
Julię. To było egoistyczne, oczywiście, ale nie potrafiła nic na to poradzić. Już
i tak wiedziała zbyt wiele.
Podda się
mgle. Zapomni, a później – może za rok, może za dziesięć – powróci w nowym
wcieleniu, a potem cykle zacznie się na nowo.
Czuła, że
się zapada. Że otaczająca ją ciemność gęstnieje, a mgła przysłania umysł.
Powoli, krok po kroku, coś spychało ją wprost w pustkę – w ramiona jakże
znienawidzonego zapomnienia. Wciąż była na siebie zła, ale nie próbowała
walczyć. Tym razem i tak nie dowiedziała się niczego nowego, bo…
A potem z ciemności
doszedł ją znajomy głos.
– Maggie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz