10/22/2020

22. Mgła

 

Najgorszy zawsze był moment zapomnienia. Trwała w pustce, podświadomie wyczekując chwili, w której mgła po raz kolejny przysłoni jej umysł, tak jak i zawsze pochłaniała wszystko wokół. Na wszystkie możliwe sposoby walczyła z takim stanem rzeczy, chwytając się nawet najbardziej bolesnych sposób, żeby go opóźnić. Chciała wyciągnąć jak najwięcej wniosków, wciąż licząc, że za którymś razem dowie się dość, by kolejny cykl został zarazem ostatnim, a jednak wciąż zawodziła. Nawet pamiętając, że istniał sposób na zmianę przeznaczenia, wciąż odtwarzała je na nowo.

Dzięki tym próbom Veronika pamiętała o rzeczach, które w normalnym wypadku bardzo chętnie wyparłaby z pamięci. Nie potrafiła zliczyć jak wiele razy rozpamiętywała dzień, w którym zginęła z ręki Julii po raz pierwszy. Kolejne śmierci nie były aż takie istotne, czasem sprowadzając się do zwykłego wypadku. Jak i tym razem – jako Maggie umarła pod kołami samochodu, choć Lena nie była tego świadoma. Nie zabiła jej z premedytacją i tak zimną krwią jak za pierwszym razem.

Nie rozumiała tego schematu. Koniec końców do śmierci zawsze przyczyniała się właśnie reinkarnacja Julii, chociaż tylko ten pierwszy raz wydawał się mieć aż tak silne znaczenie. Tylko w nim Veronika wyczuwała to, co wciąż ją przerażało: czysta nienawiść, którą darzyła ją siostra.

Czuła, że tam kryła się odpowiedź. Właśnie dlatego prędzej czy później wracała do momentu, który tak wyraźnie wyrył się nie tylko w jej pamięci, ale przede wszystkim duszy.

Rozpamiętywała tamtą noc tak często, że potrafiła stwierdzić choćby to, że za pierwszym razem Julia dźgnęła ją aż dwadzieścia dziewięć raz.

Dwadzieścia dziewięć pełnych nienawiści, starannie wymierzonych ciosów.

Od tego czasu wszystko kręciło się wokół jednego schematu. Zawsze prędzej czy później losy jej i Julii znów się ze sobą splatały. Zawsze ginęła z jej winy – w mniej lub bardziej bezpośredni sposób. Zawsze podczas pierwszej kwadry.

Chwytała się tych myśli, po raz wtóry próbując wszystko uporządkować. Te najbardziej bolesne wspomnienia zawsze były najlepszym sposobem na to, by przeciwstawić się mgle. Tej jednej kwestii Veronika nauczyła się już dawno temu, jeszcze gdy żyła po raz pierwszy. Nienawiść pozostawała ślady – głębokie rany, których ot tak nie dało się wymazać. Paradoksalnie właśnie ta wiedza mogła okazać się wybawieniem, choć z każdym kolejnym cyklem coraz bardziej wątpiła w to, czy coś podobnego w ogóle będzie jej pisane. Bardziej prawdopodobne wydawało się, że została potępiona na wieki.

Cykl… Dwadzieścia dziewięć…

Tyle trwał cykl księżyca. Nie miała pojęcia czy to miało znaczenie, ale prędzej czy później wszystko wydawało się sprowadzać właśnie do tego.

Poczucie beznadziei uderzyło w nią z całą mocą. Wątpiła, by kiedykolwiek nadarzyła się bardziej sprzyjająca okazja, by przerwać to szaleństwo. Maggie bardziej niż którekolwiek z wcześniejszych wcieleń zbliżyła się do magii. Miała wiedzę i możliwości, o których Veronika mogła tylko pomarzyć – i które ostatecznie zaprzepaściła, pozwalając zabić się, nim w pełni pojęła z czym walczy. Gdyby tylko przypomniała sobie wcześniej…

Mgła wydawała się gęstnieć, stopniowo pochłaniając coraz to więcej. Walczyła, ale czuła, że jak zawsze przegra. Znów zapomni, co na swój sposób wcale nie było takie złe – przynajmniej nie musiałaby być świadkiem tego, co później spotka Julię. To było egoistyczne, oczywiście, ale nie potrafiła nic na to poradzić. Już i tak wiedziała zbyt wiele.

Podda się mgle. Zapomni, a później – może za rok, może za dziesięć – powróci w nowym wcieleniu, a potem cykle zacznie się na nowo.

Czuła, że się zapada. Że otaczająca ją ciemność gęstnieje, a mgła przysłania umysł. Powoli, krok po kroku, coś spychało ją wprost w pustkę – w ramiona jakże znienawidzonego zapomnienia. Wciąż była na siebie zła, ale nie próbowała walczyć. Tym razem i tak nie dowiedziała się niczego nowego, bo…

A potem z ciemności doszedł ją znajomy głos.

– Maggie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz