– N-nie…
nawidzę… nie…
Ostrze
opadło. Raz, drugi, trzeci. Uderzyła z siłą, o którą się nie spodziewała,
zatapiając sztylet tak głęboko, że aż zarysował podłogę. Zadziwiało ją, z jaką
lekkością przechodził przez ciało – warstwę mięśni i organów, które kryły
się w brzuchu. Wciąż czekała, aż napotka opór, ale każde kolejne uderzenie
przychodziło Julii równie łatwo, co i pierwsze, które zadała.
Czuła
wilgoć na policzkach, ale już sama nie była pewna, co było jej przyczyną – łzy
czy może rozbryzgana po pokoju krew. To nie miało znaczenia. Liczyło się, że w końcu
poczuła ulgę i to na dodatek przed wzejściem słońca.
Przekrzywiła
głowę. W ciszy spojrzała na pozbawioną wyrazu twarz Veroniki. Siedziała
okrakiem na rozłożonym na podłodze, bezwładnym ciele siostry. Widziała krew,
którą przesiąkło jej ubranie, zresztą jak i koszula nocna, która miała na
sobie Julia. Powinien ją zaskoczyć widok zdobionego noża do papieru, który ściskała
w dłoniach, ale jego obecność wydała jej się w pełni uzasadniona.
Równie wiele sensu miał każdy z zadanych ciosów.
Musiała to
zrobić. To było oczywiste, ale… ale…
Otarła
policzki. Wzięła kilka głębszych wdechów, starając się ignorować zapach świeżej
krwi. Na języku czuła metaliczny posmak, ale nie zwróciła na niego większej
uwagi. On również na swój sposób wydawał się właściwy.
Nogi same
przywiodły ją do tej sypialni. Podążała za ćmą, szybko orientując się, gdzie ta
chciała ją doprowadzić. Z jakiegoś powodu od samego początku czuła, że
odpowiedzi powinna szukać właśnie u siostry. Veronika od zawsze
interesowała się rzeczami, których Julia nie potrafiła pojąć. Twierdziła, że to
nauka, choć rozsądek podpowiadał, że było inaczej. Co prawda nigdy tego nie
skomentowała, ale wielokrotnie myślała o tym, że siostra nie postępowała
właściwie. Czuła, że prędzej czy później sprowadzi to nieszczęście na
wszystkich, nie tylko siebie samą. Pod wieloma względami wydawało się to
egoistyczne.
Veronika
była egoistką.
I to ona ją
przeklęła.
Zrozumienie
pojawiło się nagle, ledwo dostrzegła, w którym kierunku prowadziła ją ćma.
Kiedy już stanęła przed drzwiami siostry, wiedziała wszystko. Nie przypominała
sobie, kiedy ostatnim razem ogarnął ją tak silny gniew, ale to nie miało
znaczenia. Nagle po prostu dała upust wszystkiemu, co narastało w niej od
jakiegoś czasu. Frustracja przysłoniła wszystko inne, a Julii nie
pozostało nic poza pozwoleniem, by emocje w końcu znalazły ujście.
Nie
pamiętała, w którym momencie weszła do pokoju. Była pewna wyłącznie tego,
że słyszała własny krzyk – niespójne słowa, z których tylko dwa zapadły
jej w pamięć: nienawidzę cię. Potem wszystko potoczyło się bardzo
szybko, zaczynając od tego, że odepchnęła od siebie Veronikę. Nawet nie czekała
na odpowiedź, jakiekolwiek wyjaśnienie czy przeprosiny. O nie prosiła już
od jakiegoś czasu, żaląc się na dręczące ją symptomy – na to, że ktoś ją
obserwował, ktoś szeptał i…
Już nie
było miejsca na czekanie.
Więc nie
czekała, w zamian w końcu pozwalając sobie na działanie. Pamiętała,
że ćma w którymś momencie wylądowała na piersi Veroniki, więc… po prostu
uderzyła.
Raz, drugi…
dziesiąty. To, że w którymś momencie chwyciła za leżący w pokoju
siostry sztylet, zrozumiała dopiero później.
Siedziała i uderzała.
Raz za razem, wciąż na nowo, obojętna na płynąca krew i to, że Veronika
już nawet nie próbowała walczyć. Leżała spokojnie, cała we krwi i z rozrzuconymi
na boki rękoma. Ćma zniknęła, ale Julia uderzała dalej, również wtedy, gdy
ogarnęło ją zmęczenie. Wciąż i wciąż, byleby nabrać pewności, że ciało
więcej się nie poruszy.
Siedziała
na ruinach dotychczasowego życia, wciąż i wciąż zabijając osobę, która
przywiodła ją na kraj szaleństwa. Przez okno wdzierał się blask księżyca, ale
nawet w jego srebrzystej poświecie nic nie wydawało się jaśniejsze. Julia
mimochodem pomyślała, że rozlana krew wyglądała bardziej jak atrament niż
cokolwiek innego.
Veronika
umarła podczas pierwszej kwadry.
I miała umierać jeszcze wielokrotnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz