10/19/2020

19. Kryształ

 

Veronika pamiętała swój grzech. Nigdy tak naprawdę nie była w stanie w pełni wyrzucić go z pamięci, nieważne czy próbowała. Wciąż za nią podążał, tak jak i niegdyś musiał prześladować jej siostrę.

Julia nie zasłużyła na taki los.

Tylko jedna z nas powinna pokutować…

Ale to pragnienie – nieważne jak wiele razy powtarzane – nigdy się nie ziszczało. Wciąż trwały w tym samym cyklu – nieskończonej pętli, którą zapoczątkowała swoim grzechem. Nieważne jak wiele razy próbowała, ostatecznie zawsze kończyły w tym samym miejscu.

Gdyby chodziło tylko o nią, mogłaby to znieść. Zasłużyła, by mordować ją nawet i tysiąckrotnie, jeśli tylko to mogłoby coś zmienić.

A jednak żal nigdy nie wystarczył.

Pragnienie wiecznego życia było najgorszym, co kiedykolwiek przyszło jej do głowy. Widziała to dopiero teraz, z perspektywy czasu i dziesiątek powielonych cyklów. Była głupia… Głupia i zaślepiona, naiwnie ignorując znaki, które podsuwał jej zdrowy rozsądek. Goniła za snem, tak jak i wielu przed nią – i tak jak wielu innych upadła, choć nie sądziła, by inni zaślepieniu posunęli się aż tak daleko. Alchemia pod wieloma względami przyniosła światu również wiele dobrego, tak jak i magia z czasem przerodziła się w medycynę.

Chyba że ktoś pałał się czarnoksięstwem.

Pamiętała, że kiedyś wierzyła. Mogła usprawiedliwić wiele, nawet jeśli w grę wchodziło poświęcenie innych. Wierzyła, że wieczne życie było warte swojej ceny, zresztą chciała dobrze również dla Julii. Wmawiała sobie, że ta kiedyś jej podziękuje, nawet gdy ta zaczęła skarżyć się, że ktoś ją obserwuje. Veronika dobrze znała to uczucie, ale milczała jak zaklęta, zbywając zwierzenia siostry pobłażliwymi spojrzeniami i nic nieznaczącymi słowami pocieszenia.

„Jesteś zmęczona”.

„Nie masz się czym martwić…”.

Miała wrażenie, że z każdym wypowiedzianym kłamstwem, kryształ na jej szyi pulsował coraz to intensywniejszym ciepłem. Ten sam, który dostała w wieczór, w który dopełniła rytuału, przyjmując wszystkie warunki paktu. Wieczne życie miało być tego warte.

W pierwszą noc księżycowego cyklu, obiecał, że dostanie dokładnie to, czego pragnęła. Że nim dojdzie do kolejnego nowiu, będzie nieśmiertelna – ona i Julia, bowiem rytuał wymagał dwóch ofiar.

– Zostaniecie razem – obiecał i Veronika aż dziwiła się, że już wtedy nie wyczuła pobrzmiewającego w jego tonie ostrzeżenia. – Na wieczność, tak jak tego chciałaś… Obiecuję ci, że ty i twoja siostra już zawsze będziecie razem.

Z perspektywy czasu wiedziała, że jej nie okłamał. Słyszała kiedyś, że diabeł zawsze mówił prawdę i najwyraźniej plotki się nie myliły. Mogła zarzucić mu wiele rzeczy, ale na pewno nie to, że ją oszukał. To jedynie wszystko komplikowało, bo kiedy pierwszy żal minął, a Veronika wraz z każdym kolejnym zaczęła pojmować coraz to więcej, zrozumiała, że pretensje mogła mieć wyłącznie do siebie. Wtedy też pojęła, że właśnie w ten sposób wyglądało piekło: pełne poczucia winy, której za nic w świecie nie potrafiła spłacić.

I sama się na nie skazała.

Siebie i Julię.

Trwała w pustce, kolejny raz w ciszy przyjmując już wielokrotnie wcześniej wyciągane wnioski. Wciąż bolało tak samo, a jakby tego było mało, najgorsze wciąż miało dopiero nadejść.

Pamiętała słowa, którymi próbowała ostrzec samą siebie – o przeznaczeniu, które wciąż mogła zwalczyć. Z pewnością mówiła o swojej śmierci, dobrze wiedząc, że ta będzie musiała nadejść, ale mimo wszystko…

Ale przecież chciała powstrzymać Julię. I po raz kolejny zawiodła.

Wiedziała, co teraz nadejdzie. Oglądała ten sam scenariusz tak wiele razy, że nawet gdyby chciała, nie potrafiłaby udawać, że go nie zna. W końcu zawsze było tak samo – jej siostra popadała w obłęd, a później…

Śmierć Veroniki zawsze stanowiła tylko początek.

Tak jak za pierwszym razem.

Pamiętała noc, w którą pierwszy raz zginęła z rąk własnej siostry – i nie tylko ona.

„Chciałaś tego, prawda, Veroniko…?”.

I podobnie jak wtedy, również przez kilka następnych nocy miała być w stanie co najwyżej obserwować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz