10/18/2020

18. Tarot

 

– Boję się. Tak bardzo się boję…

Jej głos był cichy i ledwie słyszalny. W zaciemnionym pokoju ledwo dało się dostrzec skuloną na krześle, przerażoną dziewczynę. Długie do pasa, kręcone włosy przysłoniły twarz, kiedy ta pochyliła głowę, próbując ukryć cisnące się do oczu łzy.

Początkowo nie doczekała się odpowiedzi. W mroku widziała zaledwie zarys siedzącej naprzeciwko niej kobiety. Staruszka milczała, spokojna i niewzruszona, jakby wypowiedziane chwilę wcześniej słowa nie robiły na niej wrażenie.

Możliwe, że tak było. W okolicy krążyło o niej tak wiele historii…

– Wyciągnij przed siebie lewą rękę, Julio.

Posłusznie wykonała polecenie. Co prawda prawie natychmiast pożałowała ruchu, którym wyciągnęła ramię, ale zmusiła się do tego, żeby siedzieć spokojnie. W napięciu oczekiwała momentu,  w którym palce staruszki zacisnął się wokół jej nadgarstka, ale nic podobnego nie miało miejsca.

W zamian usłyszała charakterystyczny dźwięk pocieranego krzesiwa. Chwilę później w pokoju zapłonął pojedynczy płomień. Świeca – czarna i ulokowana niepokojąco blisko ramienia Julii – rozświetliła nieco pomieszczenie, w tym również starannie przykryty pasmem materiału stolik. Przez chwilę dziewczyna była w stanie skupić się wyłącznie na tym – na płomieniu, swojej drżącej dłoni oraz siedzącej naprzeciwko staruszce.

Coś zaszeleściło, a potem w zasięgu wzroku Julii pojawiła się talia kart. Kobieta starannie przetasowała ją, po czym ułożyła stos przed dziewczyną w taki sposób, że ta była w stanie dostrzec wyłącznie zdobiony wzorem księżyca spód.

– Przełóż je. Lewą ręką – podkreśliła staruszka.

Julia poczuła, jak kamień spada jej z serca. Więc o to chodziło! Zaczynała czuć się nieswojo, siedząc tak z wyciągniętym przed siebie ramieniem i nie wiedząc, co chodziło starowince po głowie. Co prawda wiedziała, że wielu wciąż uznałoby ją za szaloną, gdyby dowiedzieli się, że poszła do kobiety, którą określano mianem wiedźmy, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się, że nawet w obecności staruszka czuła się bezpieczniejsza, niż we własnym domu czy samym środku zatłoczonego miasteczka.

Drżącymi palcami wykonała polecenie. Rozdzieliła stos kart na pół, po czym ponownie złączyła go w całość. Kobieta momentalnie zabrała karty, przetasowała je raz jeszcze i ponownie rozłożyła przed Julią.

– Wyjmij trzy – nakazała, nie tracąc spokoju. – Lewą ręką.

I tym razem dziewczyna się dostosowała. Nie dając sobie czasu na wątpliwości, wyłuskała ze stosu trzy karty. Zaraz po tym wycofała rękę, nerwowo przyciskając ją do piersi.

Nie odezwała się nawet słowem, kiedy staruszka zebrała resztę stosu, pozostawiając tylko wylosowane karty. Nie patrząc na Julię, odwróciła je tak, by obie mogły dostrzec, co przedstawiały.

Wieża. Księżyc.

I śmierć.

Gwałtownie zaczerpnęła tchu, tylko cudem nie dławiąc się powietrzem. Na moment pociemniało jej przed oczami. Była gotowa przysiąc, że płomień zadrżał, jakby bliski tego, żeby samoistnie zgasnąć.

– Twoje przerażenie słyszę aż tutaj. W takim razie powiem to od razu: karta śmierci w tarocie symbolizuje zakończenie… Czasami życia, oczywiście, ale nie w tym przypadku. – Kobieta zawahała się na moment. W jej głosie Julia po raz pierwszy wyczuła cień emocji. Jakby tego było mało, mogła je rozpoznać: pod warstwą współczucia wyraźnie wyczuła strach. – Nie do końca.

– Nie rozumiem…

Nie od razu doczekała się odpowiedzi. Zaniepokojona, pośpiesznie nachyliła się nas stołem, by lepiej widzieć kobietę po drugiej stronie. Nie pierwszy raz miała wrażenie, że coś kopiowało jej ruchy – niczym cień, druga skóra, intruza, który…

Tym razem pomarszczone dłonie zacisnęły się wokół rąk Julii. Staruszka trzymała ją zaskakująco delikatnie, ciepłymi palcami przesuwając po gładkiej skórze. Było w tym geście coś kojącego i na swój sposób… niepokojącego.

– Tak bardzo mi przykro, dziecko – westchnęła kobieta. Tym razem jej głos okazał się ledwo słyszalny w panującej ciszy. Z każdą kolejną sekundą Julia czuła wyłącznie narastające przerażenie. – To nie śmierci powinnaś się obawiać… Obawiam się, że jeszcze za nią zatęsknisz.

Zaraz po tym w pokoju zapanowała martwa cisza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz