Przestało padać, ale ledwo to
zarejestrowała. Nie była pewna jak długo biegła przed siebie, ani jakim cudem
udało jej się wyjść z labiryntu poplątanych uliczek. Zostawiła za sobą
Maggie, potwory i całe to szaleństwo, choć zarazem czuła, że obłęd wciąż znajdował
się gdzieś na wyciągnięcie ręki, podążając za nią niczym cień. W którymś
momencie Lena zwątpiła, czy kiedykolwiek będzie w stanie przed nim uciec.
Podążała
przed siebie, choć nie miała pewności dokąd chciała dotrzeć. Rozsądek
podpowiadał jej, że powinna wrócić do domu, a potem… Och, zadzwonić na
policję? Do szpitala? Gdziekolwiek? Nie wiedziała, więc po prostu odrzuciła od
siebie taką możliwość. Zresztą co miałaby powiedzieć mamie albo komukolwiek? Że
nie pamiętała, dlaczego w środku nocy wyszła z domu, a potem na
jej oczach zamordowano dziewczynę?
Co się
stało, Leno? Jak zginęła Maggie…?
Lodowaty
dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. Dziewczyna zachwiała się, przez chwilę
bliska tego, by znów bez sił opaść na kolana i wybuchnąć płaczem. Wciąż
czuła pieczenie pod powiekami, ale nie była w stanie ronić łez. Jakimś cudem
wyschły, choć ona sama wciąż była przemoczona. Wilgotne ubranie kleiło się do
ciała, nieprzyjemne i zimne, dodatkowo krępując już i tak nieporadne
ruchy.
W
ciemnościach wciąż czaiły się cienie. Obserwowały gdzieś z odległości,
niewidoczne, ale obecne. Lena wciąż miała wrażenie, że słyszy kroki – inne niż
jej własne, choć niepokojąco zsynchronizowane. Nie odwracała się, chociaż miała
ochotę choćby tylko sprawdzić, czy ktoś nie stoi tuż za nią. Była pewna, że
nikogo by nie zobaczyła…
Och, albo
wręcz przeciwnie – że dostrzegłaby… coś.
Poderwała
głowę, by móc rozejrzeć się dookoła, starannie unikając przy tym oglądania się
przez ramię. Zawahała się, kiedy dostrzegła napierające ze wszystkich stron
drzewa. Las. Nie miała pewności jak długo musiała błądzić, skoro ostatecznie
nogi przywiodły ją do tego miejsca. W gruncie rzeczy taki stan na swój
sposób jej odpowiadał. Drzewa – chociaż niepokojące i dezorientujące –
zdawały się idealne, by zapewnić osłonę, gdyby zdecydowała się ukryć.
To brzmiało
jak dobry plan – spróbować znaleźć kryjówkę. Może właśnie na tym powinna się
skupić. Mogła znaleźć miejsce i tam przeczekać do rana, póki nie zrobiłoby
się jaśniej. Wtedy mogłaby zdecydować co dalej. Była zmęczona, przez co
podjęcie decyzji od razu okazało się trudniejsze, niż mogłaby sobie tego
życzyć. Bała się, że błąd będzie ją kosztował wszystko, równie wiele, co i Maggie.
Z jakiegoś
powodu myśl o zmarłej nie wzbudzała w niej choćby cienia żalu. Pierwszy
szok ustąpił, pozostawiając po sobie wyłącznie pustkę.
Jestem
zmęczona, powtórzyła w myślach Lena, ale te słowa wcale nie wydały jej
się właściwym usprawiedliwieniem. Ktoś przy niej umarł. Powinna być przerażona,
nawet jeśli znała tę dziewczynę zaledwie chwilę. Kimkolwiek była Maggie,
chciała pomóc. Mogła być wybawieniem, którego tak bardzo potrzebowała Lena.
Jakimś cholernym aniołem stróżem, który…
Parsknęła
histerycznym, pozbawionym wesołości śmiechem.
Nie, nie
ona. Kto jak kto, ale ta dziewczyna nigdy nie przyszłaby do niej po to, żeby
pomóc.
Lena
skrzywiła się. Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że bezwiednie przyciskała
obie dłonie do piersi, nerwowo szarpiąc za przemoczone ubranie. Spróbowała rozluźnić
uścisk, ale dłonie odmówiły jej posłuszeństwa. Ręce drżały tak bardzo, że aż
zwątpiła, czy wciąż należały do niej.
Jakby tego
było mało, przez chwilę miała wrażenie, że po całej jej piersi rozchodzi się
fala ciepła – coraz to intensywniejsza, aż gorąco przeszło w przenikliwy
ból. W następnej sekundzie nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Upadła ciężko
na kolana, z trudem chwytając oddech i ledwo powstrzymując krzyk.
Było coś, o czym
zapomniała – dawno, dawno temu. Cień, który wypierała tak długo, że zdążyła
zapomnieć, co znaczyło życie z nim.
Aż do tego
momentu.
Od samego początku wiedziała, że ciemność prędzej czy później wyciągnie do niej ramiona, jednak dopiero, gdy do tego doszło, Lena zrozumiała jak bardzo ta była przerażająca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz