10/31/2020

31. Trzecie oko

 

To był pierwszy raz, kiedy przyjrzała mu się tak dokładnie. Na krótką chwilę (A może całą wieczność…? Czy czas w tym świecie w ogóle wchodził w grę?) cienie, szepty i wątpliwości zeszły na dalszy plan. Cecylia stała jak sparaliżowana, rozszerzonymi oczyma spoglądając na zakapturzoną istotę.

Nie miało znaczenia to, jak wyglądał. Prawie. Nie była zainteresowana rysami twarzy, bo i tak ledwo widziała je przez cień, który rzucał zaciągnięty na głowę kaptur. Na pierwszy rzut oka nie różnił się niczym od innych istot, które krążyły w pobliżu, wydając się ją otaczać. Co prawda od samego początku miał w sobie coś wystarczająco specyficznego, by wiedziała, że ma do czynienia właśnie z nim, ale mimo wszystko…

To, co zobaczyła, nie było piękne. Nie spodziewała się, że będzie, raz po raz powtarzając sobie, że jeśli do tego dojdzie, będzie miała do czynienia z iluzją. Poddanie się ujmującym obrazom byłoby jednym z największych błędów, jakie mogłaby popełnić, Cecylia jednak żyła zbyt długo, by pozwolić sobie na coś takiego. Ktoś, kto przez całe życie pałał się magią, rozumiał ten świat wystarczająco, żeby przetrwać naprawdę wiele.

Tak przynajmniej sądziła do momentu, w którym poczuła na sobie przenikliwe spojrzenie nieludzkich, przenikających ją na wskroś oczu.

Wszystkich trzech, choć tak naprawdę interesowało ją tylko jedno.

Serce podeszło jej do gardła, kiedy spojrzała na majaczący powyżej pary oczu punkt. Trzecie oko zawsze interpretowała jako przenośnię – wyraz niezwykłej inteligencji i coś, co posiadało wielu, choć tylko nieliczni potrafili korzystać z tego daru. Maggie i Cecylia były tego dobrym przykładem, bo jak lepiej miałaby opisać zdolności, którymi dysponowały? Widziały więcej, ale…

W tamtej chwili wszystko to, w co wierzyła, przestało mieć znaczenie.

Spojrzenie trójokiej istoty wydawało się przenikać kobietę na wskroś. Nigdy wcześniej nie spotkała się z czymś tak intensywnym, niepokojącym i…

– Nie odpowiedziałaś mi na pytanie – oznajmił jak gdyby nigdy nic. Głos zabrzmiał spokojnie i beztrosko, przez co wydał się Cecylii jeszcze bardziej groteskowy. Zupełnie jakby dyskutowali na jakiś neutralny temat przy filiżance herbaty. – Czy przeznaczenie można zmienić?

Tym razem ujął sprawę inaczej, ale nie miała odwagi zwrócić mu uwagi. Po prostu stała, niezdolna wykrztusić z siebie chociażby słowa.

Oczami wyobraźni widziała jak się uśmiechnął.

– Tak naprawdę nie zrobiłem niczego złego. Dałem Veronice lekcje i chyba ją zrozumiała… Albo miała szczęście, skoro w końcu znalazł się ktoś, kto postanowił ją uwolnić. – Demon zamilkł, wydając się nad czymś intensywnie zastanawiać. – Na twoje życzenie przerwałem pętlę, w której trwały przez tyle czasu. Mamy Maggie, mamy Lenę… Tak chcesz je nazywać, prawda?

Wciąż trwała w ciszy. Przez moment miała ochotę zakryć uszy, by ostatecznie zakończyć temat. Nic z tego, co mówił, nie miało znaczenia, a przynajmniej w to próbowała uwierzyć.

Postać poruszyła się. Para przypominających dwa rozżarzone węgliki oczu zniknęła, ale trzecie pozostało obecne i szeroko otwarte. Wciąż wpatrywało się wprost w Cecylię.

– To takie szlachetne… Bezwarunkowa miłość i tak dalej. – Mężczyzna parsknął pozbawionym wesołości śmiechem. – Nie przejmuj się, nie oszukam cię. Zawsze wywiązuję się z obietnic.

Dlaczego mam wrażenie, że jak zawsze istnieje jakieś „ale”…?, pomyślała w oszołomieniu. Wciąż milczała, dobrze wiedząc, jakiej odpowiedzi mogłaby spodziewać się na to pytanie. Nie chciała jej słyszeć.

Ale on wiedział.

– Zrobiłem czego chciałaś w zamian za to, że już zawsze będziesz trwała w wiecznej nocy. Jak wspomniałem, to bardzo szlachetne – powtórzył, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zwracając się do Cecylii plecami. Odetchnęła, kiedy trzecie oko w końcu przestało na nią patrzeć. – Reszta zależy od nich… Ale widzisz, niektóre rzeczy po prostu się dzieją. A przeznaczenie bywa kapryśne.

Wraz z tymi słowami zniknął. Rozpłynął się w powietrzu, zostawiając oszołomioną kobietę samą.

Stała w ciemnościach, otoczona innymi cieniami – tymi, którzy z różnych powodów dzielili jej los. Przez chwilę nie miała pewności jak interpretować te słowa, zdolna co najwyżej spoglądać w pustkę przed sobą.

Spojrzała w niebo – czarne, pozbawione gwiazd i księżyca.

W tamtej chwili wolała się nie zastanawiać, co się stanie, gdy po nowiu znów nadejdzie pierwsza kwadra.

Aj, aj… Wiele poszło nie tak z tym wyzwaniem. Wpisy w końcu się pojawiły, mocno opóźnione, ale cieszę się, że udało mi się dokończyć całość. Efekt jest jaki jest, jego ocenę pozostawiam Wam. 

Chciałam stworzyć coś innego, co nie sprowadzałoby się do niepowiązanych ze sobą drabbli. Nadal nie umiem w krótką formę, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Niemniej jestem zadowolona – pisanie krótkich postów po 600/700 słów to dziwne doświadczenie, dla mnie swego rodzaju wyzwanie. No ale udało się!

Przy tej serii zaryzykowałam próbę stworzenia… opowiadania. Całkowicie spontanicznego, zależnego od przypadkowych słów i na tyle spójnego, na ile było to możliwe. Mamy szaleństwo, trochę horroru, motyw pętli i reinkarnacji – czyli wszystko czego (tak sądzę) można się po mnie spodziewać. =P Mam wrażenie, że gdybym poświęciła temu więcej czasu, miejsca i cierpliwości, wyszedłby z tego kawał dobrej historii, ale wtedy cały eksperyment mijałby się z celem.

Tak więc zostawiam Was z tym. I dziękuję wszystkim, którzy dotarli do tego miejsca. Jak zawsze jestem wdzięczna za obecność. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz