Cisza dzwoniła jej w uszach.
Obserwowała babcię, podczas gdy ta trwała w bezruchu, niewidzącymi oczyma spoglądając
w przestrzeń. Maggie wiedziała, że staruszka z premedytacją unikała
patrzenia bezpośrednio na nią.
Palce wciąż
nerwowo zaciskała na srebrnym łańcuszku. Miała wrażenie, że metal dosłownie
pali jej skórę, choć paradoksalnie okazał się zaskakująco zimny. Dziewczyna
czuła wyłącznie napierający ze wszystkich stron chłód, chociaż nie miała
pojęcia skąd się brał – z jej wnętrza, samego talizmanu czy może panującej
na strychu atmosfery.
– Nigdy nie
opowiedziałam ci pełnej historii Vereniki – rozbrzmiało w ciemnościach.
Maggie
drgnęła, przez moment czując się tak, jakby ktoś ją uderzył. Cienie zadrżały w bladym
świetle latarki, kiedy poruszyła się niespokojnie.
Babcia tymczasem
mówiła dalej, jakby nic z tego, co działo się wokół, jej nie dotyczyło.
Myślami zdawała się być gdzieś daleko.
–
Powiedziałaś o reinkarnacji, śmierci oraz nieszczęściu, które ta miała
spowodować… Tak, zgadza się. Te wszystkie elementy tam występują – przyznała kobieta.
– Ale to wciąż nie wszystko, Maggie. Mamy do czynienia z czymś więcej.
Nie
odpowiedziała. W ciszy czekała na dalsze wyjaśnienia, bezskutecznie
próbując zapanować nad dreszczami, które ogarnęły jej ciało.
Babcia
nagle ruszyła się z miejsca, bezceremonialnie ruszając ku niej. Dziewczyna
wzdrygnęła się, kiedy pomarszczona dłoń znów została wyciągnięta ku niej – w zdecydowanym,
naglącym geście. Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że powinna oddać
naszyjnik, choć dopiero co babcia wyraźnie nalegała, by Maggie miała go przy
sobie.
– Pomyślmy…
Pamiętasz może, czym jest alchemia? – zapytała nieoczekiwanie.
Maggie
zamrugała, nie kryjąc zaskoczenia. Nie tego się spodziewała.
– Nauką –
odpowiedziała bez zastanowienia. – Którą wielu uznało za zabobon taki jak
magia. Wszyscy ciągle upierają się je rozgraniczać.
– A ty
nie?
– Nie
jestem pewna – przyznała z wahaniem. – Metal w złoto… Nikt nigdy tego
nie dokonał, prawda? – zaryzykowała, w ciemnościach próbując dostrzec
zarys twarzy obserwującej ją kobiety.
– Alchemia
nie opierała się tylko na tym, choć naturalnie masz rację. Kiedyś ludzie może i mieli
mniejsze możliwości, ale nie ograniczali się w działaniu. Ich cele byłyby
nie do pojęcia dla wielu z nas dzisiaj, ale czy jest w tym coś złego?
– zapytała, bynajmniej nie czekając na odpowiedź. – Pragnięto czegoś więcej. Przemienienie
ołowiu w złoto czy sławetny kamień filozoficzny to tylko rozpowszechniane
przez kulturę przykłady – podjęła, w zamyśleniu spoglądając na zawieszkę w kształcie
trzech złączonych księżyców.
Maggie nie
miała pojęcia, dokąd to wszystko zmierzało. Słuchała, ale historia sama w sobie
wciąż nie łączyła się z tym, czego już jako dziecko dowiedziała się o umierającej
raz po raz Veronice.
Do czasu.
– Veronika
interesowała się alchemią – oznajmiła z przekonaniem babcia. – A konkretnie
jednym z zastosowań, do których ludzie dążyli wieki temu… Jestem pewna, że słyszałaś o panaceum. –
Kobieta zamilkła, by wyczekująco spojrzeć na wnuczkę. – Lek na wszystkie choroby
tego świata. Marzenie wielu, choć gdybyśmy dobrze się nad tym zastanowili,
można dojść do wniosku, że długowieczność ma równie wiele skutków ubocznych.
Pragnienie nieśmiertelności może okazać się zgubne.
– Więc dla
niej było – domyśliła się Maggie.
– Wciąż za
nie płaci. Czy już rozumiesz, do czego zmierzam, moje dziecko? – zapytała
spiętym tonem babcia. – Czego uczyłam cię przez te wszystkie lata? Natura zawsze
będzie dążyć do równowagi. Życie istnieje, bo śmierć również zbiera żniwo. Gdyby
zakłócić cykl, którym od wieków rządzi się świat, wszystkich nas czekałby marny
koniec.
Maggie nawet
nie zauważyła, kiedy kobieta ruszyła się z miejscu. Zanim zdążyła się
zastanowić, babcia znalazła się tuż za nią. Dłoń na krótką chwilę ułożyła na
ramieniu wnuczki – w uspokajającym, ciepłym geście.
Zupełnie
inny okazał się łańcuszek, który zaraz po tym zapięła na szyi dziewczyny.
Potrójny księżyc zawisł między jej piersiami, idealnie wpasowując się we
wgłębienie.
– Księżyc
od zawsze trwa w idealnym cyklu. Odradza się i gaśnie, tak jak
nakazała mu natura – oznajmiła cicho babcia. – Musisz o tym pamiętać,
Maggie, chociaż nie to będzie najważniejsze w zadaniu, które dla ciebie
mam.
– Zadaniu?
– Skoro
widziałaś Veronikę, a ona zostawiła dla ciebie wskazówkę… Musisz je
zrozumieć. – Kobieta zamilkła, jakby chcąc się upewnić, że dziewczyna dobrze
zrozumiała je słowa. – To, co zrobiła Veronika. Dlaczego utknęła w tej
pętli… I kto zabije ją tym razem. Uwierz mi, że wolę nie wiedzieć, co
stanie się, jeśli to ci się nie uda.
Wraz z tymi słowami babcia wycofała się, zostawiając oszołomioną Maggie samą w ciemnościach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz