10/09/2020

9. Alchemia

 

Cisza dzwoniła jej w uszach. Obserwowała babcię, podczas gdy ta trwała w bezruchu, niewidzącymi oczyma spoglądając w przestrzeń. Maggie wiedziała, że staruszka z premedytacją unikała patrzenia bezpośrednio na nią.

Palce wciąż nerwowo zaciskała na srebrnym łańcuszku. Miała wrażenie, że metal dosłownie pali jej skórę, choć paradoksalnie okazał się zaskakująco zimny. Dziewczyna czuła wyłącznie napierający ze wszystkich stron chłód, chociaż nie miała pojęcia skąd się brał – z jej wnętrza, samego talizmanu czy może panującej na strychu atmosfery.

– Nigdy nie opowiedziałam ci pełnej historii Vereniki – rozbrzmiało w ciemnościach.

Maggie drgnęła, przez moment czując się tak, jakby ktoś ją uderzył. Cienie zadrżały w bladym świetle latarki, kiedy poruszyła się niespokojnie.

Babcia tymczasem mówiła dalej, jakby nic z tego, co działo się wokół, jej nie dotyczyło. Myślami zdawała się być gdzieś daleko.

– Powiedziałaś o reinkarnacji, śmierci oraz nieszczęściu, które ta miała spowodować… Tak, zgadza się. Te wszystkie elementy tam występują – przyznała kobieta. – Ale to wciąż nie wszystko, Maggie. Mamy do czynienia z czymś więcej.

Nie odpowiedziała. W ciszy czekała na dalsze wyjaśnienia, bezskutecznie próbując zapanować nad dreszczami, które ogarnęły jej ciało.

Babcia nagle ruszyła się z miejsca, bezceremonialnie ruszając ku niej. Dziewczyna wzdrygnęła się, kiedy pomarszczona dłoń znów została wyciągnięta ku niej – w zdecydowanym, naglącym geście. Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że powinna oddać naszyjnik, choć dopiero co babcia wyraźnie nalegała, by Maggie miała go przy sobie.

– Pomyślmy… Pamiętasz może, czym jest alchemia? – zapytała nieoczekiwanie.

Maggie zamrugała, nie kryjąc zaskoczenia. Nie tego się spodziewała.

– Nauką – odpowiedziała bez zastanowienia. – Którą wielu uznało za zabobon taki jak magia. Wszyscy ciągle upierają się je rozgraniczać.

– A ty nie?

– Nie jestem pewna – przyznała z wahaniem. – Metal w złoto… Nikt nigdy tego nie dokonał, prawda? – zaryzykowała, w ciemnościach próbując dostrzec zarys twarzy obserwującej ją kobiety.

– Alchemia nie opierała się tylko na tym, choć naturalnie masz rację. Kiedyś ludzie może i mieli mniejsze możliwości, ale nie ograniczali się w działaniu. Ich cele byłyby nie do pojęcia dla wielu z nas dzisiaj, ale czy jest w tym coś złego? – zapytała, bynajmniej nie czekając na odpowiedź. – Pragnięto czegoś więcej. Przemienienie ołowiu w złoto czy sławetny kamień filozoficzny to tylko rozpowszechniane przez kulturę przykłady – podjęła, w zamyśleniu spoglądając na zawieszkę w kształcie trzech złączonych księżyców.

Maggie nie miała pojęcia, dokąd to wszystko zmierzało. Słuchała, ale historia sama w sobie wciąż nie łączyła się z tym, czego już jako dziecko dowiedziała się o umierającej raz po raz Veronice.

Do czasu.

– Veronika interesowała się alchemią – oznajmiła z przekonaniem babcia. – A konkretnie jednym z zastosowań, do których ludzie dążyli wieki temu…  Jestem pewna, że słyszałaś o panaceum. – Kobieta zamilkła, by wyczekująco spojrzeć na wnuczkę. – Lek na wszystkie choroby tego świata. Marzenie wielu, choć gdybyśmy dobrze się nad tym zastanowili, można dojść do wniosku, że długowieczność ma równie wiele skutków ubocznych. Pragnienie nieśmiertelności może okazać się zgubne.

– Więc dla niej było – domyśliła się Maggie.

– Wciąż za nie płaci. Czy już rozumiesz, do czego zmierzam, moje dziecko? – zapytała spiętym tonem babcia. – Czego uczyłam cię przez te wszystkie lata? Natura zawsze będzie dążyć do równowagi. Życie istnieje, bo śmierć również zbiera żniwo. Gdyby zakłócić cykl, którym od wieków rządzi się świat, wszystkich nas czekałby marny koniec.

Maggie nawet nie zauważyła, kiedy kobieta ruszyła się z miejscu. Zanim zdążyła się zastanowić, babcia znalazła się tuż za nią. Dłoń na krótką chwilę ułożyła na ramieniu wnuczki – w uspokajającym, ciepłym geście.

Zupełnie inny okazał się łańcuszek, który zaraz po tym zapięła na szyi dziewczyny. Potrójny księżyc zawisł między jej piersiami, idealnie wpasowując się we wgłębienie.

– Księżyc od zawsze trwa w idealnym cyklu. Odradza się i gaśnie, tak jak nakazała mu natura – oznajmiła cicho babcia. – Musisz o tym pamiętać, Maggie, chociaż nie to będzie najważniejsze w zadaniu, które dla ciebie mam.

– Zadaniu?

– Skoro widziałaś Veronikę, a ona zostawiła dla ciebie wskazówkę… Musisz je zrozumieć. – Kobieta zamilkła, jakby chcąc się upewnić, że dziewczyna dobrze zrozumiała je słowa. – To, co zrobiła Veronika. Dlaczego utknęła w tej pętli… I kto zabije ją tym razem. Uwierz mi, że wolę nie wiedzieć, co stanie się, jeśli to ci się nie uda.

Wraz z tymi słowami babcia wycofała się, zostawiając oszołomioną Maggie samą w ciemnościach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz