10/08/2020

8. Talizman

 

– Ach… Oto i on. To zobaczyłaś? – zapytała cicho babcia, z największą ostrożnością wyjmując coś, co leżało na dnie niewielkiej, drewnianej skrzynki.

Srebrzysty łańcuszek zalśnił w blasku latarki – jedynego źródła światła jakie miały. Żarówka na strychu już dawno przestała działać i nikomu nie przyszło do głowy, żeby ją wymienić. Maggie wolała trzymać się od tego miejsca z daleka, nie chcąc się zastanawiać, co mogłoby się tutaj znajdować. Pamiętała, że jako dziecko zgubiła się w tym miejscu – pełnym cieni i starych rzeczy – choć z perspektywy czasu błądzenie po poddaszu wydawało się co najmniej niedorzeczne.

Chciała wierzyć, że to wyobraźnia potęgowała strach. Dziecięcy umysł przetwarzał wszystko po swojemu, podsuwając nawet najbardziej niepokojące scenariusze. To przynajmniej mogłaby sobie wmawiać, gdyby pochodziła ze zwykłej, cudownie nieświadomej rodziny, dla której odprawianie rytuałów w środku lasu nie było normą.

Och, chciałaby.

W jej żyłach krążyła magia. Wiedziała o tym od dziecka, odkąd już jako kilkulatka pomagała babci w przygotowaniach obrzędów albo ucząc się znaczenia niektórych ziół. Również kwestia nekromancji nie była dla niej żadną tajemnicą, chociaż nigdy wcześniej nie rozmawiały o tym tak otwarcie. Oczywiście, wiedziała, że przekleństwo to przechodziło z pokolenia na pokolenie, ale u każdego objawiało się zupełnie inaczej.

Babcia potrafiła czytać znaki. Być może Maggie powinna określić to mianem intuicji, może czymś zupełnie innym – nie miała pewności. Jakkolwiek by jednak nie było, babcia niejednokrotnie wiedziała o rzeczach, których inni mogliby się tylko domyślać. Ona sama twierdziła, że to podszepty umarłych, których co prawda nie widziała, ani nie słyszała, ale i tak wiedziała jak interpretować to, co chciano jej przekazać. Taka odmiana więzi z duchami wydawała się czymś, co z łatwością można zaakceptować, o ile nie ma się wyboru.

Nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Przed Maggie nigdy nie urwano, co stało się z jej matką. Pewnego dnia po prostu stwierdziła, że ma dość – szeptów, cieni i słów, które słyszała na każdym kroku.

Tych samych, które popchnęły ją w odmęty pobliskiej rzeczki.

W tamtej chwili Maggie nie chciała o tym myśleć. Długo miała nadzieję, że będzie taka jak babcia – świadoma, ale bierna pod wieloma względami. Po śnie, którego doświadczyła, szczerze zaczynała w to wątpić.

To nie sen, ale wizja, poprawiła się machinalnie.

Zmusiła się, by na powrót skupić wzrok na naszyjniku. Nieprzyjemny dreszcz wstrząsnął jej ciałem, gdy dostrzegła potrójny księżyc – ten sam, który nie tak dawno widziała na pociemniałym niebie. Przez chwilę znów poczuła się tak, jakby spadła. Choć wspomnienie wieży rozpłynęło się niczym sen, widok naszyjnika uczynił je niepokojąco rzeczywistym.

– Nie musisz nic mówić – stwierdziła ze stoickim spokojem babcia, wyciągając dłoń z biżuterią. Zacisnęła palce wokół talizmanu, zamykając go w pięści. – Weź go.

Maggie nie chciała tego robić. Mimo wszystko nie zaprotestowała, posłusznie pozwalając, by srebro musnęło jej odsłoniętą skórę. Z powątpiewaniem spojrzała na symbol, który w równym stopniu ją fascynował, co i wzbudzał najgorsze możliwe skojarzenia. Patrząc na potrójny księżyc, była świadoma wyłącznie jednego: nieuniknionego końca.

– Veronika nas ostrzega – podjęła staruszka, zdecydowanym ruchem odsuwając się w głąb strychu. – Wiesz, co to oznacza.

– Pamiętam tę historię – przyznała cicho Maggie, w końcu odzyskując głos. – Opowiadałaś mi, że co jakiś czas Verenika reinkarnuje, a potem znów umiera. W różnych okolicznościach. – Dziewczyna zesztywniała, nagle coś sobie uświadamiając. – Powiedziała, że jej śmierć jest nieunikniona, bo umrze nim księżyc wejdzie w pierwszą kwadrę – wyrzuciła z siebie na wydechu.

Na staruszce ta wiadomość nie zrobiła większego wrażenia. Skinęła głową, jakby od samego początku oczekiwała takiej odpowiedzi.

– A wraz ze śmiercią Vereniki wydarzy się nieszczęście – oznajmiła, starannie dobierając słowa. – Tak. Jestem tego świadoma.

– Więc co ja mam zrobić? To do mnie przyszła! – Maggie skrzywiła się. Samą siebie zaskoczyła tym, że podniosła głos. – Chciałaś, żebym to zobaczyła. Po to miałam pomóc w tym rytuale.

– Pytasz czy stwierdzasz fakt?

Z trudem powstrzymała pełen frustracji jęk.

– Pamiętam historię Vereniki – powtórzyła, siląc się na spokój. – O śmierci i reinkarnacji. Tak to leciało? Umarła, a wraz z nią na świat zstąpiło najgorsze nieszczęście… Ale to nie ma sensu – zauważyła, potrząsając głową. – Zawsze myślałam, że to tylko historia.

 Spojrzała na staruszkę niemalże błagalnie, oczekując potwierdzenia. Nerwowo napinała mięśnie, obojętna na nieprzyjemne pulsowanie, które przy tym czuła.

Była przygotowana do tego, żeby spodziewać się zdolności widzenia duchów. Mogła wierzyć w magię, ziołolecznictwo czy znaczenie symboli, a jednak to…

Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, nim w końcu doczekała się odpowiedzi. Kiedy zaś ta nadeszła, do Maggie dotarło, że teraz mogło być już tylko gorzej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz