– Ach… Oto i on. To
zobaczyłaś? – zapytała cicho babcia, z największą ostrożnością wyjmując
coś, co leżało na dnie niewielkiej, drewnianej skrzynki.
Srebrzysty
łańcuszek zalśnił w blasku latarki – jedynego źródła światła jakie miały.
Żarówka na strychu już dawno przestała działać i nikomu nie przyszło do
głowy, żeby ją wymienić. Maggie wolała trzymać się od tego miejsca z daleka,
nie chcąc się zastanawiać, co mogłoby się tutaj znajdować. Pamiętała, że jako
dziecko zgubiła się w tym miejscu – pełnym cieni i starych rzeczy –
choć z perspektywy czasu błądzenie po poddaszu wydawało się co najmniej
niedorzeczne.
Chciała
wierzyć, że to wyobraźnia potęgowała strach. Dziecięcy umysł przetwarzał
wszystko po swojemu, podsuwając nawet najbardziej niepokojące scenariusze. To
przynajmniej mogłaby sobie wmawiać, gdyby pochodziła ze zwykłej, cudownie
nieświadomej rodziny, dla której odprawianie rytuałów w środku lasu nie
było normą.
Och,
chciałaby.
W jej
żyłach krążyła magia. Wiedziała o tym od dziecka, odkąd już jako
kilkulatka pomagała babci w przygotowaniach obrzędów albo ucząc się
znaczenia niektórych ziół. Również kwestia nekromancji nie była dla niej żadną
tajemnicą, chociaż nigdy wcześniej nie rozmawiały o tym tak otwarcie.
Oczywiście, wiedziała, że przekleństwo to przechodziło z pokolenia na
pokolenie, ale u każdego objawiało się zupełnie inaczej.
Babcia
potrafiła czytać znaki. Być może Maggie powinna określić to mianem intuicji,
może czymś zupełnie innym – nie miała pewności. Jakkolwiek by jednak nie było,
babcia niejednokrotnie wiedziała o rzeczach, których inni mogliby się
tylko domyślać. Ona sama twierdziła, że to podszepty umarłych, których co
prawda nie widziała, ani nie słyszała, ale i tak wiedziała jak
interpretować to, co chciano jej przekazać. Taka odmiana więzi z duchami
wydawała się czymś, co z łatwością można zaakceptować, o ile nie ma
się wyboru.
Nie wszyscy
mieli tyle szczęścia. Przed Maggie nigdy nie urwano, co stało się z jej
matką. Pewnego dnia po prostu stwierdziła, że ma dość – szeptów, cieni i słów,
które słyszała na każdym kroku.
Tych
samych, które popchnęły ją w odmęty pobliskiej rzeczki.
W tamtej
chwili Maggie nie chciała o tym myśleć. Długo miała nadzieję, że będzie
taka jak babcia – świadoma, ale bierna pod wieloma względami. Po śnie, którego
doświadczyła, szczerze zaczynała w to wątpić.
To nie
sen, ale wizja, poprawiła się machinalnie.
Zmusiła
się, by na powrót skupić wzrok na naszyjniku. Nieprzyjemny dreszcz wstrząsnął
jej ciałem, gdy dostrzegła potrójny księżyc – ten sam, który nie tak dawno widziała
na pociemniałym niebie. Przez chwilę znów poczuła się tak, jakby spadła. Choć wspomnienie
wieży rozpłynęło się niczym sen, widok naszyjnika uczynił je niepokojąco
rzeczywistym.
– Nie
musisz nic mówić – stwierdziła ze stoickim spokojem babcia, wyciągając dłoń z biżuterią.
Zacisnęła palce wokół talizmanu, zamykając go w pięści. – Weź go.
Maggie nie
chciała tego robić. Mimo wszystko nie zaprotestowała, posłusznie pozwalając, by
srebro musnęło jej odsłoniętą skórę. Z powątpiewaniem spojrzała na symbol,
który w równym stopniu ją fascynował, co i wzbudzał najgorsze możliwe
skojarzenia. Patrząc na potrójny księżyc, była świadoma wyłącznie jednego:
nieuniknionego końca.
– Veronika
nas ostrzega – podjęła staruszka, zdecydowanym ruchem odsuwając się w głąb
strychu. – Wiesz, co to oznacza.
– Pamiętam
tę historię – przyznała cicho Maggie, w końcu odzyskując głos. – Opowiadałaś
mi, że co jakiś czas Verenika reinkarnuje, a potem znów umiera. W różnych
okolicznościach. – Dziewczyna zesztywniała, nagle coś sobie uświadamiając. –
Powiedziała, że jej śmierć jest nieunikniona, bo umrze nim księżyc wejdzie w pierwszą
kwadrę – wyrzuciła z siebie na wydechu.
Na staruszce
ta wiadomość nie zrobiła większego wrażenia. Skinęła głową, jakby od samego początku
oczekiwała takiej odpowiedzi.
– A wraz
ze śmiercią Vereniki wydarzy się nieszczęście – oznajmiła, starannie dobierając
słowa. – Tak. Jestem tego świadoma.
– Więc co
ja mam zrobić? To do mnie przyszła! – Maggie skrzywiła się. Samą siebie
zaskoczyła tym, że podniosła głos. – Chciałaś, żebym to zobaczyła. Po to miałam
pomóc w tym rytuale.
– Pytasz
czy stwierdzasz fakt?
Z trudem
powstrzymała pełen frustracji jęk.
– Pamiętam
historię Vereniki – powtórzyła, siląc się na spokój. – O śmierci i reinkarnacji.
Tak to leciało? Umarła, a wraz z nią na świat zstąpiło najgorsze
nieszczęście… Ale to nie ma sensu – zauważyła, potrząsając głową. – Zawsze
myślałam, że to tylko historia.
Spojrzała na staruszkę niemalże błagalnie,
oczekując potwierdzenia. Nerwowo napinała mięśnie, obojętna na nieprzyjemne
pulsowanie, które przy tym czuła.
Była
przygotowana do tego, żeby spodziewać się zdolności widzenia duchów. Mogła
wierzyć w magię, ziołolecznictwo czy znaczenie symboli, a jednak to…
Miała
wrażenie, że minęła cała wieczność, nim w końcu doczekała się odpowiedzi. Kiedy
zaś ta nadeszła, do Maggie dotarło, że teraz mogło być już tylko gorzej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz