– Maggie… Maggie!
Głos
dochodził jakby z oddali. Poderwała się z krzykiem, instynktownie wyszarpując
ręce z uścisku kogoś, kto ją trzymał. Chciała walczyć, ale pragnienie to
niemalże natychmiast zeszło gdzieś na dalszy plan, kiedy uświadomiła sobie, że spogląda
wprost w zatroskaną, pomarszczoną twarz babci.
Momentalnie
się uspokoiła. Spuściła wzrok, przez krótką chwilę spoglądając na swoje
zaciśnięte w pięści dłonie. Milczała, w duchu odliczając kolejne
sekundy. Cisza dzwoniła jej w uszach, jedynie podsycając wyrzuty sumienia i wątpliwości.
–
Przepraszam – wymamrotała.
Uświadomiła
sobie, że siedzi na ziemi, pośród zeschniętych liści. Po kręgu z soli i płomieniach
nie było ani śladu – zniknęły, a może wszystko sprowadzało się wyłącznie
do snu, o którym pragnęła jak najszybciej zapomnieć. Gdzieś w pamięci
wciąż miała wspomnienie zaklęcia oraz tego dziwnego świata, w którym
spotkała nieznajomą kobietę, ale obraz wydawał się zbyt niespójny i nierzeczywisty,
by mogła uznać go za prawdziwy.
Czuła, że
babcia ją obserwuje. Klęczała tuż obok, spokojna i opanowana, czego jednak
nie dało się powiedzieć o Maggie. Miała wrażenie, że zrobiła coś złego –
że zawiniła, choć sama nie była pewna kiedy i w jaki sposób. Z drugiej
strony, jeśli faktycznie straciła przytomność akurat w takim momencie…
– Co ci się
śniło?
Natychmiast
poderwała głowę. Rozszerzonymi oczyma spojrzała wprost na obserwującą ją kobietę.
W tamtej chwili ta z całą mocą skojarzyła jej się z nieznajomą
ze snu.
– Nie
jestem pewna…
Palce babci
na powrót zacisnęły się na jej nadgarstkach. Maggie w końcu przymusiła się
do rozluźnienia zaciśniętych w pięści dłoni.
– To ważne.
Skup się – ponagliła, a dziewczyna aż wzdrygnęła się, słysząc gniewną nutę
w zazwyczaj łagodnym głosie. – Jestem pewna, że coś zobaczyłaś.
– Skąd…?
– To nie
był zwykły sen. – Kobieta westchnęła. Spuściła z tonu, wyraźnie walcząc o zachowanie
wcześniejszego spokoju. – Nie mam teraz czasu na wyjaśnienia, Maggie. Nie bez
powodu chciałam, żebyś towarzyszyła mi w rytuale.
Dziewczyna
zawahała się. Odetchnęła, próbując zapanować nad wciąż kołaczącym sercem i drżeniem
ciała. Miała wrażenie, że spada – coraz niżej i szybciej, jakby stały
grunt pod nią mógł w każdej chwili zniknąć albo…
Gwałtownie zaczerpnęła
powietrza.
– W-wieża –
wykrztusiła, prostując się niczym struna. – Stałam na wierzy… Pamiętam księżyc.
Albo trzy księżyce.
– Trzy księżyce…
– powtórzyła kobieta. Po jej tonie trudno było stwierdzić, co tak naprawdę
sobie myślała. – To ciekawe…
– I kobietę
– podjęła Maggie. Mówiła szybo, w pośpiechu wyrzucając z siebie
kolejne słowa. – Mówiła takie dziwne rzeczy… O śmierci. O przeznaczeniu.
O… o…
Wyrzucała z siebie
kolejne słowa, czując się przy tym tak, jakby bredziła od rzeczy. Ostatecznie
zamilkła, z jękiem przyciskając obie dłonie do twarzy. Dopiero wtedy uświadomiła
sobie, że boli ją głowa. Nieprzyjemne pulsowanie utrudniało zebranie myśli, o wyciągnięciu
sensownych wniosków nie wspominając.
– Jak
wyglądała ta kobieta, dziecino?
Z jakiegoś
powodu to pytanie ją zaskoczyło. Zamrugała, w oszołomieniu spoglądając na
wciąż obserwującą ją babcię. Nie tego się spodziewała. Tonu, który niósł ze
sobą coś, co momentalnie przyprawiło Maggie o dreszcze, tym bardziej.
– Ja… nie
pamiętam – uświadomiła sobie. Zamknęła oczy, ale mimo wysiłku, który wkładała w przywołanie
szczegółów, w głowie wciąż miała pustkę. – Nie pamiętam…
– Duchy
czasami to robią.
Nie od razu
dotarł do niej sens odpowiedzi babci. Zrozumiała chwilę później, choć jej umysł
i tak odrzucił podsuwane rozwiązanie. Była w stanie jedynie siedzieć i bezmyślnie
wpatrywać się w przestrzeń, nie zwracając uwagi nawet na to, że kobieta
wyciągnęła ku niej dłoń, pomagając wstać.
Rytuał
niósł ze sobą coś więcej. Coś, czego nie rozumiała, chociaż…
Nie.
– Ach, Maggie…
To zły moment, żeby o tym rozmawiać – stwierdziła babcia, ujmując ją za
łokieć. – Obawiałam się, że mogę usłyszeć od ciebie to, co właśnie powiedziałaś,
choć naturalnie wiedziałam, że masz zadatki na nekromantkę.
– Ale…
– Wierzę,
że zobaczyłaś Veronikę – padło w odpowiedzi. Maggie zamarła, przez moment
czując się tak, jakby zderzyła się ze ścianą. Zrozumiała. I to mimo tego,
że wcale tego nie chciała. – A teraz w końcu chodź. Mamy bardzo mało
czasu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz