10/07/2020

7. Nekromancja

– Maggie… Maggie!

Głos dochodził jakby z oddali. Poderwała się z krzykiem, instynktownie wyszarpując ręce z uścisku kogoś, kto ją trzymał. Chciała walczyć, ale pragnienie to niemalże natychmiast zeszło gdzieś na dalszy plan, kiedy uświadomiła sobie, że spogląda wprost w zatroskaną, pomarszczoną twarz babci.

Momentalnie się uspokoiła. Spuściła wzrok, przez krótką chwilę spoglądając na swoje zaciśnięte w pięści dłonie. Milczała, w duchu odliczając kolejne sekundy. Cisza dzwoniła jej w uszach, jedynie podsycając wyrzuty sumienia i wątpliwości.

– Przepraszam – wymamrotała.

Uświadomiła sobie, że siedzi na ziemi, pośród zeschniętych liści. Po kręgu z soli i płomieniach nie było ani śladu – zniknęły, a może wszystko sprowadzało się wyłącznie do snu, o którym pragnęła jak najszybciej zapomnieć. Gdzieś w pamięci wciąż miała wspomnienie zaklęcia oraz tego dziwnego świata, w którym spotkała nieznajomą kobietę, ale obraz wydawał się zbyt niespójny i nierzeczywisty, by mogła uznać go za prawdziwy.

Czuła, że babcia ją obserwuje. Klęczała tuż obok, spokojna i opanowana, czego jednak nie dało się powiedzieć o Maggie. Miała wrażenie, że zrobiła coś złego – że zawiniła, choć sama nie była pewna kiedy i w jaki sposób. Z drugiej strony, jeśli faktycznie straciła przytomność akurat w takim momencie…

– Co ci się śniło?

Natychmiast poderwała głowę. Rozszerzonymi oczyma spojrzała wprost na obserwującą ją kobietę. W tamtej chwili ta z całą mocą skojarzyła jej się z nieznajomą ze snu.

– Nie jestem pewna…

Palce babci na powrót zacisnęły się na jej nadgarstkach. Maggie w końcu przymusiła się do rozluźnienia zaciśniętych w pięści dłoni.

– To ważne. Skup się – ponagliła, a dziewczyna aż wzdrygnęła się, słysząc gniewną nutę w zazwyczaj łagodnym głosie. – Jestem pewna, że coś zobaczyłaś.

– Skąd…?

– To nie był zwykły sen. – Kobieta westchnęła. Spuściła z tonu, wyraźnie walcząc o zachowanie wcześniejszego spokoju. – Nie mam teraz czasu na wyjaśnienia, Maggie. Nie bez powodu chciałam, żebyś towarzyszyła mi w rytuale.

Dziewczyna zawahała się. Odetchnęła, próbując zapanować nad wciąż kołaczącym sercem i drżeniem ciała. Miała wrażenie, że spada – coraz niżej i szybciej, jakby stały grunt pod nią mógł w każdej chwili zniknąć albo…

Gwałtownie zaczerpnęła powietrza.

– W-wieża – wykrztusiła, prostując się niczym struna. – Stałam na wierzy… Pamiętam księżyc. Albo trzy księżyce.

– Trzy księżyce… – powtórzyła kobieta. Po jej tonie trudno było stwierdzić, co tak naprawdę sobie myślała. – To ciekawe…

– I kobietę – podjęła Maggie. Mówiła szybo, w pośpiechu wyrzucając z siebie kolejne słowa. – Mówiła takie dziwne rzeczy… O śmierci. O przeznaczeniu. O… o…

Wyrzucała z siebie kolejne słowa, czując się przy tym tak, jakby bredziła od rzeczy. Ostatecznie zamilkła, z jękiem przyciskając obie dłonie do twarzy. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że boli ją głowa. Nieprzyjemne pulsowanie utrudniało zebranie myśli, o wyciągnięciu sensownych wniosków nie wspominając.

– Jak wyglądała ta kobieta, dziecino?

Z jakiegoś powodu to pytanie ją zaskoczyło. Zamrugała, w oszołomieniu spoglądając na wciąż obserwującą ją babcię. Nie tego się spodziewała. Tonu, który niósł ze sobą coś, co momentalnie przyprawiło Maggie o dreszcze, tym bardziej.

– Ja… nie pamiętam – uświadomiła sobie. Zamknęła oczy, ale mimo wysiłku, który wkładała w przywołanie szczegółów, w głowie wciąż miała pustkę. – Nie pamiętam…

– Duchy czasami to robią.

Nie od razu dotarł do niej sens odpowiedzi babci. Zrozumiała chwilę później, choć jej umysł i tak odrzucił podsuwane rozwiązanie. Była w stanie jedynie siedzieć i bezmyślnie wpatrywać się w przestrzeń, nie zwracając uwagi nawet na to, że kobieta wyciągnęła ku niej dłoń, pomagając wstać.

Rytuał niósł ze sobą coś więcej. Coś, czego nie rozumiała, chociaż…

Nie.

– Ach, Maggie… To zły moment, żeby o tym rozmawiać – stwierdziła babcia, ujmując ją za łokieć. – Obawiałam się, że mogę usłyszeć od ciebie to, co właśnie powiedziałaś, choć naturalnie wiedziałam, że masz zadatki na nekromantkę.

– Ale…

– Wierzę, że zobaczyłaś Veronikę – padło w odpowiedzi. Maggie zamarła, przez moment czując się tak, jakby zderzyła się ze ścianą. Zrozumiała. I to mimo tego, że wcale tego nie chciała. – A teraz w końcu chodź. Mamy bardzo mało czasu…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz