Chciała
zaprotestować. W pierwszym odruchu zapragnęła napiąć mięśnie, zaprzeć się
nogami i całą sobą dać kobiecie do zrozumienia, że nie zamierza ruszyć się
z miejsca. Problem polegał na tym, że nie miała po temu okazji – nieznajoma
zareagowała zbyt gwałtownie, by Maggie miała szansę zaprotestować.
Coś się zmieniło, choć dziewczyna nie od razu zarejestrowała co i dlaczego.
Świat wciąż wydawał się przeistaczać na jej oczach, początkowo niespójny i mglisty,
by po chwili nagle nabrać konkretnego kształtu. Uwagę Maggie w końcu
przykuło coś, czego – mogła tu przysiąc! – nie dostrzegła w okolicy
wcześniej, nawet pomimo tego że powinna. Potrząsnęła głową, jednocześnie
gwałtownie mrugając, by upewnić się, że pokaźnych rozmiarów kształt, który bez
jakiegokolwiek ostrzeżenia wyrósł przed nią i nieznajomą, był prawdziwy.
– Idź przodem – poleciła kobieta, skinieniem głowy wskazując odpowiedni
kierunek.
Maggie nie zaprotestowała. Wciąż oszołomiona, poruszając się trochę jak
w transie, na chwiejnych nogach podeszła do górującej nad okolicą wieży.
Nie, zdecydowanie nie umknęłoby jej coś takiego. Nie mogłaby przegapić sięgającej
zachmurzonego nieba budowli – potężnej, niepokojącej i ulokowanej w pobliżu
czegoś, co z równym powodzeniem mogłoby uchodzić za klif, jak i krawędź
znanego ludziom świata.
Nie chciała patrzeć w dół. Nawet nie próbowała zbliżać się do
urwiska, choć obawiała się, że nieznajoma kobieta spróbuje ją do tego zmusić.
Drzwi wejściowe ustąpiły, ledwo tylko zacisnęła dłoń na klamce. Zawiasy
nawet nie skrzypnęły, jakby czekając na to, aż ktoś zdecyduje się z nich
skorzystać. Maggie przestąpiła naprzód, czując się przy tym tak, jakby stąpała
po kruchym szkle. Miała wrażenie, że jeden nieuważny ruch sprawi, że podłoga pod
jej stopami zarwie się, a ona zapadnie się w pustkę – tę niepokojącą,
bliżej nieokreśloną nicość, której tak bardzo nie chciała widzieć.
W mroku wypatrzyła kręte, biegnące ku górze schody. Właśnie tego mogła
się spodziewać – drogi w jedną stronę, coraz wyżej i wyżej, chociaż nie
miała pewności, czy w tej wędrówce istniał jakikolwiek cel. Ruszyła przed
siebie, ostrożnie stawiając kolejne kroki i mimo wątpliwości nie oglądając
się za siebie. I bez obracania się wiedziała, że nieznajoma podążała tuż
za nią, niczym nieustąpujący nawet na moment cień.
Czuję się, jakbym schodziła…, pomyślała w oszołomieniu,
zaskoczona takim stwierdzeniem. Nieprzyjemny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa.
Zacisnęła palce na poręczy, próbując powstrzymać drżenie dłoni.
Wciąż czuła się dziwnie, kiedy schody w końcu się skończyły, a tuż
przed nią pojawiły się kolejne drzwi. Otworzyła je bez słowa, tym razem nie
czekając na zachętę. Znów powitała ją ciemność, ta jednak nie okazała się aż
tak niepokojąca, jak mogłoby się początkowo wydawać. Jakby tego było mało, na
tle aksamitnie czarnego nieba górował kolejny dziwny kształt, inny i bardziej
niepojący niż wieża, która znikąd pojawiała się na środku pustkowia.
Maggie otworzyła i zaraz zamknęła usta. Jak urzeczona wpatrywała
się w srebrzysty księżyc… Albo księżyce, bo kiedy uważniej przyjrzała się
kształtowi, zorientowała się, że ten składał się z kilku elementów. Na
pierwszy rzut oka wszystkie trzy tworzyły spójną całość, ale rozsądek
podpowiadał dziewczynie, że to nie było możliwe.
O, tak. Natychmiast doszła do wniosku, że księżyce były trzy. Znała ten
symbol – jeden w pełni i dwa sierpy, umocowane po bokach. Nie
pamiętała kto i kiedy pierwszy raz zapoznał ją z podobnym zjawiskiem,
ale to nie miało znaczenia. Liczyło się, że w pamięci Maggie momentalnie zamajaczyło
wspomnienie słów, które towarzyszyły pierwszej styczności z nietypowym
księżycem, księżycami czy jakkolwiek powinna to zjawisko określić.
Mogły być wszystkim. Początkiem, końcem i zmianami. Widziała
pełnię, nów i każdą kwadrę z osobna. I choć srebrzysty kształt
miał w sobie coś ujmującego, spoglądając wprost na niego – zawieszonego
tuż nad jej głową, tak blisko, że mogłaby spróbować go dotknąć – dziewczyna poczuła
strach.
– Już nie pamiętasz, prawda? – usłyszała tuż za plecami. Nie drgnęła,
wciąż wpatrując się w potężnego satelitę. – Och, dziecino…
– Nie rozumiem – wykrztusiła, nie zmieniając pozycji.
Kobieta jedynie westchnęła. Maggie nie zarejestrowała momentu, w którym
nieznajoma znalazła się tuż obok niej, jak gdyby nigdy nic znów chwytając ją za
rękę. Uścisk nieznajomej znów okazał się silny i pewny, a jakby tego
było mało, dziewczyna miała wrażenie, że czuje pieczenie w miejscu, w którym
cudze palce musnęły jej skórę.
– Skup się na tym, co ci powiedziałam. To bardzo ważne.
A potem – nie dodając niczego więcej – nieznajoma zepchnęła ją z wieży, wpychając wprost we wszechobecną ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz