10/06/2020

6. Wieża

 

Chciała zaprotestować. W pierwszym odruchu zapragnęła napiąć mięśnie, zaprzeć się nogami i całą sobą dać kobiecie do zrozumienia, że nie zamierza ruszyć się z miejsca. Problem polegał na tym, że nie miała po temu okazji – nieznajoma zareagowała zbyt gwałtownie, by Maggie miała szansę zaprotestować.

Coś się zmieniło, choć dziewczyna nie od razu zarejestrowała co i dlaczego. Świat wciąż wydawał się przeistaczać na jej oczach, początkowo niespójny i mglisty, by po chwili nagle nabrać konkretnego kształtu. Uwagę Maggie w końcu przykuło coś, czego – mogła tu przysiąc! – nie dostrzegła w okolicy wcześniej, nawet pomimo tego że powinna. Potrząsnęła głową, jednocześnie gwałtownie mrugając, by upewnić się, że pokaźnych rozmiarów kształt, który bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wyrósł przed nią i nieznajomą, był prawdziwy.

– Idź przodem – poleciła kobieta, skinieniem głowy wskazując odpowiedni kierunek.

Maggie nie zaprotestowała. Wciąż oszołomiona, poruszając się trochę jak w transie, na chwiejnych nogach podeszła do górującej nad okolicą wieży. Nie, zdecydowanie nie umknęłoby jej coś takiego. Nie mogłaby przegapić sięgającej zachmurzonego nieba budowli – potężnej, niepokojącej i ulokowanej w pobliżu czegoś, co z równym powodzeniem mogłoby uchodzić za klif, jak i krawędź znanego ludziom świata.

Nie chciała patrzeć w dół. Nawet nie próbowała zbliżać się do urwiska, choć obawiała się, że nieznajoma kobieta spróbuje ją do tego zmusić.

Drzwi wejściowe ustąpiły, ledwo tylko zacisnęła dłoń na klamce. Zawiasy nawet nie skrzypnęły, jakby czekając na to, aż ktoś zdecyduje się z nich skorzystać. Maggie przestąpiła naprzód, czując się przy tym tak, jakby stąpała po kruchym szkle. Miała wrażenie, że jeden nieuważny ruch sprawi, że podłoga pod jej stopami zarwie się, a ona zapadnie się w pustkę – tę niepokojącą, bliżej nieokreśloną nicość, której tak bardzo nie chciała widzieć.

W mroku wypatrzyła kręte, biegnące ku górze schody. Właśnie tego mogła się spodziewać – drogi w jedną stronę, coraz wyżej i wyżej, chociaż nie miała pewności, czy w tej wędrówce istniał jakikolwiek cel. Ruszyła przed siebie, ostrożnie stawiając kolejne kroki i mimo wątpliwości nie oglądając się za siebie. I bez obracania się wiedziała, że nieznajoma podążała tuż za nią, niczym nieustąpujący nawet na moment cień.

Czuję się, jakbym schodziła…, pomyślała w oszołomieniu, zaskoczona takim stwierdzeniem. Nieprzyjemny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. Zacisnęła palce na poręczy, próbując powstrzymać drżenie dłoni.

Wciąż czuła się dziwnie, kiedy schody w końcu się skończyły, a tuż przed nią pojawiły się kolejne drzwi. Otworzyła je bez słowa, tym razem nie czekając na zachętę. Znów powitała ją ciemność, ta jednak nie okazała się aż tak niepokojąca, jak mogłoby się początkowo wydawać. Jakby tego było mało, na tle aksamitnie czarnego nieba górował kolejny dziwny kształt, inny i bardziej niepojący niż wieża, która znikąd pojawiała się na środku pustkowia.

Maggie otworzyła i zaraz zamknęła usta. Jak urzeczona wpatrywała się w srebrzysty księżyc… Albo księżyce, bo kiedy uważniej przyjrzała się kształtowi, zorientowała się, że ten składał się z kilku elementów. Na pierwszy rzut oka wszystkie trzy tworzyły spójną całość, ale rozsądek podpowiadał dziewczynie, że to nie było możliwe.

O, tak. Natychmiast doszła do wniosku, że księżyce były trzy. Znała ten symbol – jeden w pełni i dwa sierpy, umocowane po bokach. Nie pamiętała kto i kiedy pierwszy raz zapoznał ją z podobnym zjawiskiem, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się, że w pamięci Maggie momentalnie zamajaczyło wspomnienie słów, które towarzyszyły pierwszej styczności z nietypowym księżycem, księżycami czy jakkolwiek powinna to zjawisko określić.

Mogły być wszystkim. Początkiem, końcem i zmianami. Widziała pełnię, nów i każdą kwadrę z osobna. I choć srebrzysty kształt miał w sobie coś ujmującego, spoglądając wprost na niego – zawieszonego tuż nad jej głową, tak blisko, że mogłaby spróbować go dotknąć – dziewczyna poczuła strach.

– Już nie pamiętasz, prawda? – usłyszała tuż za plecami. Nie drgnęła, wciąż wpatrując się w potężnego satelitę. – Och, dziecino…

– Nie rozumiem – wykrztusiła, nie zmieniając pozycji.

Kobieta jedynie westchnęła. Maggie nie zarejestrowała momentu, w którym nieznajoma znalazła się tuż obok niej, jak gdyby nigdy nic znów chwytając ją za rękę. Uścisk nieznajomej znów okazał się silny i pewny, a jakby tego było mało, dziewczyna miała wrażenie, że czuje pieczenie w miejscu, w którym cudze palce musnęły jej skórę.

– Skup się na tym, co ci powiedziałam. To bardzo ważne.

A potem – nie dodając niczego więcej – nieznajoma zepchnęła ją z wieży, wpychając wprost we wszechobecną ciemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz