Ocknęła się gwałtownie, gotowa
zacząć krzyczeć. Rozchyliła wargi, ale słowa zamarły jej na ustach, sprowadzony
zaledwie do ledwo słyszalnego jęku. Początkowo miała wrażenie, że ciemność
pochłania wszystko wokół, łącznie z nią, ale chwilę później mrok ustąpił.
Maggie uświadomiła sobie, że leży na ziemi, spoglądając wprost w zachmurzone
niebo.
Co się…?
Z trudem
uniosła się na łokciach. Usiadła, niespokojnie rozglądając się na prawo i lewo.
Siedziała na trawie, na otwartej przestrzeni, co na moment wytrąciło ją z równowagi.
Drzewa zniknęły. W oddali widziała linię lasu, ale ta znajdowała się zbyt
daleko, by dziewczyna uwierzyła, że opuściła gęstwinę o własnych siłach. Jakby
tego było mało, nie rozpoznawała tego miejsca. Górzyste tereny nie miały w sobie
niczego, co mogłaby uznać za znajome.
Cokolwiek
było znajome.
Z zaskoczeniem
uświadomiła sobie, że tak naprawdę nie miała pojęcia, czego powinna się
spodziewać. To miejsce, ta cisza… Skąd się tu wzięła? Jak przez mgłę pamiętała szalejący
ogień, ale nie potrafiła stwierdzić skąd brały się te wspomnienia. Zawahała
się, coraz bardziej zaniepokojona. Poruszając się trochę jak w transie,
chwiejnym krokiem ruszyła przed siebie, choć nie miała w tym żadnego
konkretnego celu. Z drugiej strony wszystko wydawało się lepsze od trwania
w miejscu.
Objęła się
ramionami, świadoma wyłącznie przenikliwego chłodu, jakże różnego od ciepła,
które zapamiętała. Spróbowała skoncentrować się na blasku ognia, który majaczył
gdzieś w jej umyśle, ale wspomnienie wydawało się przed nią uciekać,
niemalże natychmiast rozpraszając się w pamięci. W efekcie Maggie czuła
się tak, jakby chciała pochwycić dym gołymi rękoma – dotykała go, ale i tak
umknął przy pierwszej możliwej okazji, uciekając przez rozstawione palce.
Wszystko
to, co ją otaczało, przypominało taki właśnie dym. Widziała kształty, a jednak
kontury rozmywały się w jej pamięci, ledwo tylko odwróciła wzrok. Szła
przed siebie, ale nie miała pojęcia po czym stąpa. Choć dopiero co spoglądała
na linię lasu, mimo ciągłego ruchu nie czuła, by choć trochę zbliżała się albo
oddalała od drzew. Z równym powodzeniem mogłaby wciąż tkwić w miejscu,
bezradnie kręcąc wokół własnej osi.
Coś było
nie tak. Powinna pamiętać, tak jak i obietnicę, którą komuś złożyła, ale…
– Zgubiłaś
się, dziecko?
Serce omal
nie wyskoczyło z piersi zaskoczonej dziewczyny. Powstrzymując się od
krzyku, błyskawicznie okręcając na pięcie. Aż wzdrygnęła się, dostrzegając
wyciągnięty w jej stronę palec wskazujący. Na wyciągnięcie ręki znajdowała
się postać, choć Maggie była w stanie dostrzec wyłącznie mierzącą w nią
pomarszczoną dłoń. Jedynie po głosie i odzianej w zwiewną szatę
sylwetce zdołała stwierdzić, że ma do czynienia z kobietą.
Choć postać
wydawała się zachęcać ją do podejścia bliżej, dziewczyna nie ruszyła się z miejsca.
Po prostu stała, z obawą wyczekując tego, co będzie dalej.
– Rozumiem –
stwierdziła z namysłem nieznajoma.
Maggie
drgnęła. Nie miała pojęcia, jak rozumieć tę reakcję. Było w tym
stwierdzeniu coś, co jedynie podsyciło odczuwane przez dziewczynę wątpliwości.
– Ja…
– Daj mi
rękę.
Nie chciała
tego robić. Bezwiednie przycisnęła obie dłonie do piersi, wcześniej nerwowo zaciskając
je w pięści. Spuściła wzrok, nie będąc w stanie dłużej patrzeć na
stojąca w pobliżu postać.
Krzyknęła,
kiedy ta nagle znalazła się tuż obok niej.
– Nie
puszczaj – wyszeptała jak gdyby nigdy nic kobieta, bezceremonialnie chwytając Maggie
za rękę. Jej uścisk okazał się silny i pewny. – Wiedziałam, że tu
przyjdziesz. Zobaczyłam cię, nim w ogóle się pojawiłaś.
Nie
odpowiedziała, ale kobieta wydawała się tego nie oczekiwać. Uniosła głowę i wtedy
Maggie pierwszy raz dostrzegła zarys twarzy oraz oczy – niemalże całkowicie
białe i puste. Wtedy pojęła, że nieznajoma była niewidoma, choć jej słowa
wydawały się temu przeczyć.
To sen…
Muszę śnić.
Ale wcale
nie byłą tego taka pewna.
–
Zobaczyłam cię – podjęła nieznajoma – tak jak i to, co czeka świat, który
znasz… Być może, bo wizje przyszłości nigdy nie są ostateczne. Przeznaczenie
można zmienić.
– Wizje… –
powtórzyła, ale kobieta wydawała się jej nie słyszeć.
– Umrę nim
księżyc wejdzie w pierwszą kwadrę – usłyszała, a strach uderzył w nią
ze zdwojoną siłą. Drgnęła, chcąc wyrwać rękę z żelaznego uścisku, ale
kobieta skutecznie ją przed tym powstrzymała. – Na to nic nie poradzisz. Możesz
za to zmienić coś innego… Chodź, dziecko. Coś ci pokażę.
Wraz z tymi słowami pociągnęła Maggie w pustkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz