Obudziła się w środku
nocy. Przez chwilę leżała w ciszy, wpatrując się w sufit i śledząc
kształt nienaturalnie wydłużonych cieni.
Lena
zamknęła oczy, próbując ułożyć się do snu, ale prawie natychmiast znów je
otworzyła. Nie czuła się zmęczona. Chociaż chciała, nie wyobrażała sobie, że miałaby
ponownie zasnąć, leżała więc tak długo, aż kątem oka dostrzegła subtelny ruch. Serce
zabiło jej szybciej, kiedy podrywała się do pionu, by w usiąść na łóżku.
Kolejny
ruch pozwolił zlokalizować miejsce, w którym skrył się niewielki, ruchliwy
kształt. Dziewczyna odetchnęła, mimowolnie parskając śmiechem. Strach ustąpił,
gdy dotarło do niej, że na parapecie przysiadła ćma – co prawda większa niż te,
które Lena przywykła widywać, ale jednak.
– Jak tu
wleciałaś? – zapytała, ześlizgując się z łóżka.
Nie poczuła
obrzydzenia, choć coś w obecności owada wydało jej się niewłaściwe. Nie
otwierała okna na noc, zresztą nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem
napatoczyła się na ćmę. Zawahała się, z uwagą obserwując nocnego motyla i z zaskoczeniem
odkrywając, że był piękny. Być może to księżycowy blask, ale coś w kolorze
i wzorach, które dostrzegła na skrzydłach stworzenia, gdy podeszła wystarczająco
blisko, momentalnie przypadło jej do gustu.
Ćma nawet
nie drgnęła. Nie uciekła również wtedy, gdy Lena – nawet nie zastanawiając się
nad tym, co i dlaczego robi – wyciągnęła rękę, by przesunąć palcami po
delikatnych skrzydłach. Chciała przekonać się, czy subtelne wzory znikną, jeśli
ich dotknie. W zamyśleniu wodziła opuszkiem po zdobieniach, mając przy tym
wrażenie, że właśnie dotykała wyjątkowo cienkiej bibułki.
Z namysłem
spojrzała na swoje palce. Zostało na nich coś, co przypominało księżycowy pył,
choć ta myśl wydała się Lenie co najmniej niedorzeczna. Z drugiej strony,
czy nazwa tego zjawiska miała jakiekolwiek znaczenie?
Wciąż o tym
myślała, kiedy ćma poruszyła skrzydłami, w następnej sekundzie podrywając
się do lotu. Na krótką chwilę przysiadła na dłoni Leny, nim poleciała dalej,
zostawiając zaskoczoną dziewczynę z poczuciem, że umykało jej coś
istotnego. Coś, co powinna zrozumieć.
Odprowadziła
owada wzrokiem, uważnie śledząc każdy
kolejny ruch. Widziała jak motyl przemknął przez jej sypialnię, lokując się na
ścianie tuż obok łóżka. Natychmiast ruszyła za nim, ostrożnie stawiając kroki,
by nie ryzykować, że ćma jednak spróbuje uciec. Jeśli już musiała, chciała ją
wypuścić, jednak nic nie wskazywało na to, by ta zamierzała zbliżyć się do okna.
Widziała
jak poruszał skrzydłami, chociaż te już nie były aż tak wyraźne. Mimo wszystko
Lena wciąż miała przed oczami delikatne wzory. Wydawały układać się w konkretne
kształty, może symbole albo…
Potrząsnęła
głową. To nie było możliwe i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Wyobrażała sobie dziwne rzeczy, zwłaszcza o tej porze, chociaż naprawdę
nie czuła się senna. Słyszała kiedyś, że pełnia księżyca mogła powodować bezsenność.
Co prawda do zenitu zostało jeszcze kilka dni, ale jasność za oknem wydawała
się sugerować coś innego.
Lena
przystanęła na środku pokoju, wciąż obserwując ćmę. Nie mogła pozbyć się
wrażenia, że ta nie pozostawała jej dłużna, wpatrując się w nią w równie
intensywny sposób. To była dziwna możliwość, aż nadto abstrakcyjna, a jednak
nagle wydała się dziewczynie prawdopodobna. Jakby tego było mało, mogła wręcz
przysiąc, że wzory na skrzydełkach ćmy wyostrzyły się, coraz wyraźniejsze i…
– Dlaczego
nie śpisz, kochanie? – doszedł ją zaspany głos od strony drzwi.
Wzdrygnęła
się, po czym błyskawicznie obejrzała. Nie usłyszała, kiedy matka nadeszła od
strony korytarza, a tym bardziej zajrzała do sypialni. W tamtej
chwili stała w progu, sennie spoglądając na Lenę i pocierając oczy.
Dziewczyna
odetchnęła, nagle podenerwowana. Serce tłukło jej się w piersi, jakby chcąc
wyrwać się na zewnątrz. Ogarnął ją chłód, równie intensywny, co i niepokój,
który na krótką chwilę przysłonił wszystko inne, wypierając dotychczasowe
pobudzenie. Czuła się zmęczona, choć zaledwie kilka minut wcześniej była gotowa
przysiąc, że nie zdoła zasnąć.
– Ja… już się
kładę – wykrztusiła z opóźnieniem. – Wydawało mi się, że coś zobaczyłam.
– Pewnie to
tylko sen – stwierdziła natychmiast mama. Nie brzmiała na zainteresowaną,
wyraźnie marząc tylko o tym, żeby wrócić do łóżka. – Idź spać, Leno.
– Dobranoc –
wymamrotała, zwieszając ramiona i bezskutecznie próbując się rozluźnić.
Zwróciła
się do drzwi plecami, ledwo tylko te zamknęły się z cichym kliknięciem.
Natychmiast spojrzała miejsce, w którym dopiero co widziała niechcianego
nocnego gościa, tym razem gotowa go przepędzić i…
Tyle że ćmy
nie było. W tamtej chwili Lena zwątpiła, czy ta faktycznie znajdowała się w pokoju.
Z zaskoczeniem przekonała się, że wolałaby wierzyć, że wszystko faktycznie
było wyłącznie wytworem jej wyobraźni.
Stała na samym
środku opustoszałej sypialni, a jednak czuła się tak, jakby ktoś wciąż ją
obserwował.
I to ją przerażało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz