10/02/2020

2. Ćma

 

Obudziła się w środku nocy. Przez chwilę leżała w ciszy, wpatrując się w sufit i śledząc kształt nienaturalnie wydłużonych cieni.

Lena zamknęła oczy, próbując ułożyć się do snu, ale prawie natychmiast znów je otworzyła. Nie czuła się zmęczona. Chociaż chciała, nie wyobrażała sobie, że miałaby ponownie zasnąć, leżała więc tak długo, aż kątem oka dostrzegła subtelny ruch. Serce zabiło jej szybciej, kiedy podrywała się do pionu, by w usiąść na łóżku.

Kolejny ruch pozwolił zlokalizować miejsce, w którym skrył się niewielki, ruchliwy kształt. Dziewczyna odetchnęła, mimowolnie parskając śmiechem. Strach ustąpił, gdy dotarło do niej, że na parapecie przysiadła ćma – co prawda większa niż te, które Lena przywykła widywać, ale jednak.

– Jak tu wleciałaś? – zapytała, ześlizgując się z łóżka.

Nie poczuła obrzydzenia, choć coś w obecności owada wydało jej się niewłaściwe. Nie otwierała okna na noc, zresztą nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem napatoczyła się na ćmę. Zawahała się, z uwagą obserwując nocnego motyla i z zaskoczeniem odkrywając, że był piękny. Być może to księżycowy blask, ale coś w kolorze i wzorach, które dostrzegła na skrzydłach stworzenia, gdy podeszła wystarczająco blisko, momentalnie przypadło jej do gustu.

Ćma nawet nie drgnęła. Nie uciekła również wtedy, gdy Lena – nawet nie zastanawiając się nad tym, co i dlaczego robi – wyciągnęła rękę, by przesunąć palcami po delikatnych skrzydłach. Chciała przekonać się, czy subtelne wzory znikną, jeśli ich dotknie. W zamyśleniu wodziła opuszkiem po zdobieniach, mając przy tym wrażenie, że właśnie dotykała wyjątkowo cienkiej bibułki.

Z namysłem spojrzała na swoje palce. Zostało na nich coś, co przypominało księżycowy pył, choć ta myśl wydała się Lenie co najmniej niedorzeczna. Z drugiej strony, czy nazwa tego zjawiska miała jakiekolwiek znaczenie?

Wciąż o tym myślała, kiedy ćma poruszyła skrzydłami, w następnej sekundzie podrywając się do lotu. Na krótką chwilę przysiadła na dłoni Leny, nim poleciała dalej, zostawiając zaskoczoną dziewczynę z poczuciem, że umykało jej coś istotnego. Coś, co powinna zrozumieć.

Odprowadziła owada  wzrokiem, uważnie śledząc każdy kolejny ruch. Widziała jak motyl przemknął przez jej sypialnię, lokując się na ścianie tuż obok łóżka. Natychmiast ruszyła za nim, ostrożnie stawiając kroki, by nie ryzykować, że ćma jednak spróbuje uciec. Jeśli już musiała, chciała ją wypuścić, jednak nic nie wskazywało na to, by ta zamierzała zbliżyć się do okna.

Widziała jak poruszał skrzydłami, chociaż te już nie były aż tak wyraźne. Mimo wszystko Lena wciąż miała przed oczami delikatne wzory. Wydawały układać się w konkretne kształty, może symbole albo…

Potrząsnęła głową. To nie było możliwe i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Wyobrażała sobie dziwne rzeczy, zwłaszcza o tej porze, chociaż naprawdę nie czuła się senna. Słyszała kiedyś, że pełnia księżyca mogła powodować bezsenność. Co prawda do zenitu zostało jeszcze kilka dni, ale jasność za oknem wydawała się sugerować coś innego.

Lena przystanęła na środku pokoju, wciąż obserwując ćmę. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że ta nie pozostawała jej dłużna, wpatrując się w nią w równie intensywny sposób. To była dziwna możliwość, aż nadto abstrakcyjna, a jednak nagle wydała się dziewczynie prawdopodobna. Jakby tego było mało, mogła wręcz przysiąc, że wzory na skrzydełkach ćmy wyostrzyły się, coraz wyraźniejsze i…

– Dlaczego nie śpisz, kochanie? – doszedł ją zaspany głos od strony drzwi.

Wzdrygnęła się, po czym błyskawicznie obejrzała. Nie usłyszała, kiedy matka nadeszła od strony korytarza, a tym bardziej zajrzała do sypialni. W tamtej chwili stała w progu, sennie spoglądając na Lenę i pocierając oczy.

Dziewczyna odetchnęła, nagle podenerwowana. Serce tłukło jej się w piersi, jakby chcąc wyrwać się na zewnątrz. Ogarnął ją chłód, równie intensywny, co i niepokój, który na krótką chwilę przysłonił wszystko inne, wypierając dotychczasowe pobudzenie. Czuła się zmęczona, choć zaledwie kilka minut wcześniej była gotowa przysiąc, że nie zdoła zasnąć.

– Ja… już się kładę – wykrztusiła z opóźnieniem. – Wydawało mi się, że coś zobaczyłam.

– Pewnie to tylko sen – stwierdziła natychmiast mama. Nie brzmiała na zainteresowaną, wyraźnie marząc tylko o tym, żeby wrócić do łóżka. – Idź spać, Leno.

– Dobranoc – wymamrotała, zwieszając ramiona i bezskutecznie próbując się rozluźnić.

Zwróciła się do drzwi plecami, ledwo tylko te zamknęły się z cichym kliknięciem. Natychmiast spojrzała miejsce, w którym dopiero co widziała niechcianego nocnego gościa, tym razem gotowa go przepędzić i…

Tyle że ćmy nie było. W tamtej chwili Lena zwątpiła, czy ta faktycznie znajdowała się w pokoju. Z zaskoczeniem przekonała się, że wolałaby wierzyć, że wszystko faktycznie było wyłącznie wytworem jej wyobraźni.

Stała na samym środku opustoszałej sypialni, a jednak czuła się tak, jakby ktoś wciąż ją obserwował.

I to ją przerażało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz