10/14/2020

14. Przejście

Słuchanie płaczu drugiej osoby okazało się trudniejsze, niż mogłaby podejrzewać. Niech to szlag…, tłukło się w myślach Maggie, bo choć z jednej strony miała ochotę przygarnąć dziewczynę do siebie i jakkolwiek ją uspokoić, jednocześnie korciło ją, by odwrócić się na pięcie i uciec gdzieś daleko. Sama nie była pewna, które z tych pragnień było odpowiedniejsze.

Znała tę dziewczynę tylko z widzenia, a jednak od pierwszej chwili coś ciągnęło ją właśnie do niej – rozdział przeczucia, znaku albo nagłego olśnienia, którego tak bardzo potrzebowała. Jednego wieczoru siedziała sama w pokoju, próbując odnaleźć się w szaleństwie, w które została wtrącona, by następnego – zupełnym przypadkiem! – zacząć podejrzewać, do kogo powinna się uda.

Wiedziała jedynie, że jej towarzyszka miała na imię Lena. Co prawda Maggie wciąż nie miała pewności jak połączyć ją z grą cieni w pokoju, duchem Veroniki czy fazami księżyca, ale nie zamierzała wybrzydzać. To, że dziewczyna wydawała się przerażona i wprost błagała ją o pomoc, również mówiło samo za siebie.

Być może jednak miała przed sobą kolejne wcielenie Veroniki. Nie miała pewności, czy w grę wchodziło to, że ta nieświadomie błagała o pomoc nawet w bardziej… nadnaturalny sposób, ale nie zamierzała się nad tym zastanawiać.

Kiedy tylko Lena otrząsnęła się na tyle, by zacząć reagować na to, co działo się wokół niej, Maggie podniosła ją z kolan. Dziewczyna nie zaprotestowała, pozwalając poprowadzić się w głąb labiryntu uliczek i wydając się przy tym nie zwracać uwagi ani na padający deszcz, ani na to, że towarzyszył jej ktoś obcy. Zupełnie jakby było jej wszystko jedno. Coś w tej obojętności przeraziło Maggie bardziej niż nagłym wybuchu histerycznego płaczu. Ten przynajmniej mogła zrozumieć, a jednak…

Babcia. Babcia będzie wiedziała.

Tej myśli trzymała się przez większość czasu. Nie zamierzała przyjąć do wiadomości, że została zostawiona samej sobie. Babcia by jej tego nie zrobiła, prawda? Jasne, polegała na Maggie, ale to nie znaczyło, że nie zamierzała więcej się udzielać.

Naszyjnik z trzema księżycami wydawał się płonąć pod ubraniem, całą powierzchnią przywierając do ciała. Dziewczyna nie mogła pozbyć się wrażenia, że powoli się nagrzewał, choć to równie dobrze mogło mieć związek z wciąż padającym deszczem. Może to wyobraźnia płatała jej figle, próbując podsunąć jakiekolwiek sensowne źródło ciepła. Wszystko wydawało się lepsze od przenikliwego, nie ustępującego nawet na moment chłodu, który towarzyszył Maggie przy każdym kroku.

– N-nie mogę… – usłyszała jakby z oddali. Lena mamrotała gorączkowo ze wzrokiem utkwionym w ziemię. – Nie mogę… – powtórzyła.

– Jeszcze trochę.

– Nie mogę – padło w odpowiedzi.

– Niedługo będziemy na miejscu – obiecała Maggie, kiedy wraz z Leną dotarły do przejścia dla pieszych. Przystanęła, zmuszając dziewczynę do tego samego, by móc się rozejrzeć. Czuła jak przemoczona peleryna klei jej się do ciała, przywierając nań niczym druga skóra. – Niedługo będziemy…

Resztę jej słów zagłuszył dziki, rozdzierający wrzask. Do Maggie z opóźnieniem dotarło, że wyrwał się z gardła przytrzymywanej przez nią dziewczyny. W następnej sekundzie – tak gwałtownie, że nawet gdyby spróbowała, nie miałaby szansy temu zapobiec – Lena odepchnęła ją od siebie. Zatoczyła się, potknęła o krawędź szaty i jak długa wylądowała na ziemi, boleśnie upadając na plecy.

Tuż nad nią zamajaczył ludzkich rozmiarów kształt. To była Lena, ale w jej postawie i spojrzeniu nie było już niczego ludzkiego. Maggie widziała to nawet w ciemnościach – lśniące niezdrowo oczy, rozszerzone i wyrażające coś, czego nie potrafiła nazwać. Postać nachylała się tuż nad nią, przemoczona i z klejącymi się do policzków zmierzwionymi włosami. W tamtej chwili wyglądała jak obłąkana.

– Prze… – zaczęła drżącym głosem Maggie, uspokajającym gestem wyciągając przed siebie rękę, ale nie miała okazji, żeby dokończyć.

Przerwał jej inny dźwięk.

Gdzieś z oddali, coraz bardziej nabierając prędkości, nadjeżdżał samochód.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz