Głośny huk. W następnej
sekundzie rozdarte przez piorun niebo otworzyło się, a na ziemię spadły
pierwsze krople deszczu. Kilka musnęło policzki Leny, ale prawie nie zwróciła
na to uwagi. Rozszerzonymi oczyma wpatrywała się w pochyloną nad nią
postać.
Rozpoznała
stojącą tuż obok postać. Kiedy uniosła głowę, dostrzegła płomiennorude loki,
które wymknęły się spod peleryny, którą opatuliła się przybyszka. Była pewna,
że gdyby tylko zdołała dostrzec jej twarz, zauważyłaby zielone oczy oraz piegi.
Miała przed sobą dziewczynę, którą już spotkała w szkolnej toalecie, tę
samą, która zapytała ją o samopoczucie.
Serce wciąż
tłukło jej się w piersi, kiedy nieznajoma podeszła bliżej. Lena mogła
tylko zgadywać, czego ta od niej chciała. To, że spotkały się przypadkiem, na
dodatek w takich okolicznościach, nagle wydało jej się co najmniej nieprawdopodobne.
– To ty… –
wyrwało jej się.
Nie była
pewna czy czuje ulgę, czy może wręcz przeciwnie. Wciąż leżała na ziemi, spięta i zaniepokojona
sposobem, w jaki ta dziewczyna na nią spoglądała. Mierzyły się wzrokiem,
choć spojrzenie rudowłosej nie zaniepokoiło Leny aż tak jak poczucie, że
mogłaby być obserwowana. Cokolwiek goniło ją wcześniej, nagle zniknęło.
– Chodź,
zbiera się na burzę. Musimy się schować.
Słowa
nieznajomej zabrzmiały sensownie, ale Lena i tak nie ruszyła się z miejsca.
Podejrzliwie spojrzała na dłoń, którą wyciągnęła ku niej dziewczyna. Nie ujęła jej,
w zamian ostrożnie podnosząc się z ziemi. Z opóźnieniem
uprzytomniła sobie, że z nich dwóch to ona wyglądała dziwniej – w samej
tylko koszuli nocnej, na dodatek nocą i przy zbliżającej się ulewie.
Deszcz
szybko przybrał na sile. Zanim Lena zdążyła się zastanowić, wilgotne kosmyki i ubranie
zaczęły kleić się do jej ciała. Tym razem nie zaprotestowała, kiedy odziana w pelerynę
towarzyszka ruszyła w swoją stronę, wcześniej znaczącym ruchem ręki dając
dziewczynie do zrozumienia, by ta ruszyła za nią. Obie popędziły w głąb
uliczki i wtedy do Leny dotarło, że zdążyła przejść spory kawałek od domu,
błąkając się jedną z zaciemnionych alejek na obrzeżach.
Nie
pamiętała, kiedy wyszła z łóżka, o mieszkaniu nie wspominając. Nie
miała nawet pewności, dlaczego zdecydowała się gdziekolwiek ruszyć, na dodatek w samej
tylko koszuli nocnej. Niczego już nie wiedziała, nie będąc w stanie dłużej
sobie wmawiać, że mogłaby śnić.
Dziewczyna w pelerynie
zatrzymała się tak gwałtownie, że niewiele brakowało, by Lena na nią wpadła. W ostatniej
chwili zapanowała nad sobą na tyle, by uniknąć zderzenia.
– Wybacz –
zreflektowała się nieznajoma. – Mieszkam tu w pobliżu. Tam będzie sucho,
zresztą babcia na pewno zrobi nam herbatę. Dam ci jakieś ubranie, a potem…
– Kim
jesteś? – przerwała jej szorstko Lena.
Obserwowała
dziewczynę, kiedy ta odwróciła się w jej stronę. Sama wciąż nerwowo
napinała mięśnie, niczym zapędzone w kozi róg dzikie zwierzę. Miała wrażenie,
że coś nagle wyskoczy z ciemności i na nią skoczy; że stanie się coś,
co…
– Maggie –
odparła ze spokojem dziewczyna. – Mam na imię Maggie.
Lena
zamrugała. Odpowiedź ją zaskoczyła, tak jak i łagodność, z jaką
dziewczyna wypowiedziała swoje imię.
Maggie.
Po prostu Maggie.
– To wciąż niczego
nie wyjaśnia – wymamrotała, krzyżując ramiona na piersiach.
Jakby w jej
przypadku było inaczej! Zrozumiała to,
ledwo tylko wypowiedziała te słowa na głos. Kolejny raz uderzyło w nią to,
że właśnie stała na środku ulicy z obca dziewczyną (Maggie… Maggie było
całkiem miłym imieniem…), przemoczona, przerażona i ubrana zaledwie w cienką
koszulę nocną. Była tu, bo coś ją goniło; coś podążało za nią od kilku dni –
czyjeś kroki, trzepot skrzydeł i krew… wspomnienie krwi, która…
Poczuła, że
nogi odmawiają jej posłuszeństwa. W jednej chwili stała, by w następnej
ciężko opaść na kolana. Łzy popłynęły po policzkach, mieszając się z kroplami
deszczu. Zanim Lena zdążyła się zastanowić, wybuchła niepochamowanym,
spazmatycznym płaczem, dając upust wszystkiemu, co narastało w niej od
dłuższego czasu.
Maggie ukucnęła
przy niej bez słowa. Było coś kojącego w sposobie, w jaki otoczyła Lenę
ramionami, jak gdyby nigdy nic obejmując ją i przyciągając do siebie.
– P-pomóż mi… – wykrztusiła, spoglądając na dziewczynę przez łzy. – Nie wiem, c-co jest ze mną nie tak, ale… musisz mi pomóc…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz