10/13/2020

13. Burza

 

Głośny huk. W następnej sekundzie rozdarte przez piorun niebo otworzyło się, a na ziemię spadły pierwsze krople deszczu. Kilka musnęło policzki Leny, ale prawie nie zwróciła na to uwagi. Rozszerzonymi oczyma wpatrywała się w pochyloną nad nią postać.

Rozpoznała stojącą tuż obok postać. Kiedy uniosła głowę, dostrzegła płomiennorude loki, które wymknęły się spod peleryny, którą opatuliła się przybyszka. Była pewna, że gdyby tylko zdołała dostrzec jej twarz, zauważyłaby zielone oczy oraz piegi. Miała przed sobą dziewczynę, którą już spotkała w szkolnej toalecie, tę samą, która zapytała ją o samopoczucie.

Serce wciąż tłukło jej się w piersi, kiedy nieznajoma podeszła bliżej. Lena mogła tylko zgadywać, czego ta od niej chciała. To, że spotkały się przypadkiem, na dodatek w takich okolicznościach, nagle wydało jej się co najmniej nieprawdopodobne.

– To ty… – wyrwało jej się.

Nie była pewna czy czuje ulgę, czy może wręcz przeciwnie. Wciąż leżała na ziemi, spięta i zaniepokojona sposobem, w jaki ta dziewczyna na nią spoglądała. Mierzyły się wzrokiem, choć spojrzenie rudowłosej nie zaniepokoiło Leny aż tak jak poczucie, że mogłaby być obserwowana. Cokolwiek goniło ją wcześniej, nagle zniknęło.

– Chodź, zbiera się na burzę. Musimy się schować.

Słowa nieznajomej zabrzmiały sensownie, ale Lena i tak nie ruszyła się z miejsca. Podejrzliwie spojrzała na dłoń, którą wyciągnęła ku niej dziewczyna. Nie ujęła jej, w zamian ostrożnie podnosząc się z ziemi. Z opóźnieniem uprzytomniła sobie, że z nich dwóch to ona wyglądała dziwniej – w samej tylko koszuli nocnej, na dodatek nocą i przy zbliżającej się ulewie.

Deszcz szybko przybrał na sile. Zanim Lena zdążyła się zastanowić, wilgotne kosmyki i ubranie zaczęły kleić się do jej ciała. Tym razem nie zaprotestowała, kiedy odziana w pelerynę towarzyszka ruszyła w swoją stronę, wcześniej znaczącym ruchem ręki dając dziewczynie do zrozumienia, by ta ruszyła za nią. Obie popędziły w głąb uliczki i wtedy do Leny dotarło, że zdążyła przejść spory kawałek od domu, błąkając się jedną z zaciemnionych alejek na obrzeżach.

Nie pamiętała, kiedy wyszła z łóżka, o mieszkaniu nie wspominając. Nie miała nawet pewności, dlaczego zdecydowała się gdziekolwiek ruszyć, na dodatek w samej tylko koszuli nocnej. Niczego już nie wiedziała, nie będąc w stanie dłużej sobie wmawiać, że mogłaby śnić.

Dziewczyna w pelerynie zatrzymała się tak gwałtownie, że niewiele brakowało, by Lena na nią wpadła. W ostatniej chwili zapanowała nad sobą na tyle, by uniknąć zderzenia.

– Wybacz – zreflektowała się nieznajoma. – Mieszkam tu w pobliżu. Tam będzie sucho, zresztą babcia na pewno zrobi nam herbatę. Dam ci jakieś ubranie, a potem…

– Kim jesteś? – przerwała jej szorstko Lena.

Obserwowała dziewczynę, kiedy ta odwróciła się w jej stronę. Sama wciąż nerwowo napinała mięśnie, niczym zapędzone w kozi róg dzikie zwierzę. Miała wrażenie, że coś nagle wyskoczy z ciemności i na nią skoczy; że stanie się coś, co…

– Maggie – odparła ze spokojem dziewczyna. – Mam na imię Maggie.

Lena zamrugała. Odpowiedź ją zaskoczyła, tak jak i łagodność, z jaką dziewczyna wypowiedziała swoje imię.

Maggie. Po prostu Maggie.

– To wciąż niczego nie wyjaśnia – wymamrotała, krzyżując ramiona na piersiach.

Jakby w jej przypadku było inaczej!  Zrozumiała to, ledwo tylko wypowiedziała te słowa na głos. Kolejny raz uderzyło w nią to, że właśnie stała na środku ulicy z obca dziewczyną (Maggie… Maggie było całkiem miłym imieniem…), przemoczona, przerażona i ubrana zaledwie w cienką koszulę nocną. Była tu, bo coś ją goniło; coś podążało za nią od kilku dni – czyjeś kroki, trzepot skrzydeł i krew… wspomnienie krwi, która…

Poczuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa. W jednej chwili stała, by w następnej ciężko opaść na kolana. Łzy popłynęły po policzkach, mieszając się z kroplami deszczu. Zanim Lena zdążyła się zastanowić, wybuchła niepochamowanym, spazmatycznym płaczem, dając upust wszystkiemu, co narastało w niej od dłuższego czasu.

Maggie ukucnęła przy niej bez słowa. Było coś kojącego w sposobie, w jaki otoczyła Lenę ramionami, jak gdyby nigdy nic obejmując ją i przyciągając do siebie.

– P-pomóż mi… – wykrztusiła, spoglądając na dziewczynę przez łzy. – Nie wiem, c-co jest ze mną nie tak, ale… musisz mi pomóc…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz