10/12/2020

12. Peleryna

 

Zaczęło się od tego, że obudziła się w środku nocy. Przez chwilę leżała w bezruchu, wpatrując się w sufit i próbując zrozumieć, dlaczego to doświadczenie wydało jej się takie znajome.

Ćma… Czy tam jest ćma…?

Lena przez chwilę była gotowa przysiąc, że dostrzegła przypominający owada cień. Wydawało jej się, że słyszy trzepot skrzydeł… Albo kroki. Mogły należeć do mamy, ale ucichły, ledwo tylko spróbowała się na nich skoncentrować.

W pokoju panował półmrok, nie licząc bladego światła księżyca, wpadającego przez okno. Jasność powinna ją uspokoić, ale dla dziewczyny było w niej coś drażniącego, czego nie potrafiła znieść. Poderwała się, by szybkim krokiem przemknąć przez pokój i spróbować zasunąć zasłony. Zawahała się jedynie na ułamek sekundy, z powątpiewaniem spoglądając na ciężkie, przysłaniające niebo chmury. Miała wrażenie, że zbierało się na deszcz.

Księżyc świecił zaskakująco jasno jak na zapowiadającą się pogodę.

Zasunęła zasłony, po czym w ciszy wróciła do łóżka. Czuła się zaskakująco pobudzona, częściowo wciąż pod wpływem emocji, które towarzyszyły jej od chwili powrotu ze szkoły. Nadal nie potrafiła wyjaśnić, co stało się w łazience. Wyrzuciła to z pamięci, tak jak od dłuższego czasu starała się ignorować poczucie bycia obserwowaną, ale ta metoda wydawała się coraz bardziej zawodna.

Może jednak traciła zmysły i potrzebowała pomocy. Tylko być może, ale nie miała pojęcia kogo mogłaby poprosić o pomoc. Zamartwianie mamy zdecydowanie nie brzmiało jak dobry pomysł.

Chciała wierzyć, że wszystko sprowadzało się do zmęczenia, ale coraz bardziej w to wątpiła.

Wróciła do łóżka, mimo wątpliwości układając się do snu, jednak choć ten przyszedł nader szybko, Lena wcale nie czuła się jakby śniła. W jednej chwili leżała, by w następnej odkryć, że kroczy w ciemnościach. Poruszała się ostrożnie, krok za krokiem podążając przed siebie. Szła boso, odziana w koszulę nocną, która powiewała za nią niczym peleryna.

Nie miała pojęcia, gdzie jest. Kiedy spojrzała pod nogi, dostrzegła nierówny chodnik i pasmo drogi po swojej lewej stronie. Szła poboczem, które ja swój sposób wydało się Lenie znajome. Podobne przebiegało w pobliżu jej domu, choć było zbyt ciemno, by mogła jednoznacznie to stwierdzić.

Cisza dzwoniła jej w uszach. Każdy oddech wydawał się zdecydowanie zbyt głośny.

Kolejny raz czuła, że ktoś na nią patrzy. Gdzieś w ciemnościach czaił się ktoś, kto nawet na moment nie odrywał od niej wzroku.

Lena przyśpieszyła. Zanim zdążyła pomyśleć nad tym, co robi, rzuciła się biegiem przed siebie – wprost we wszechogarniającą pustkę, nawet nie zastanawiając się nad miejscem, do którego chciała dotrzeć. W tamtej chwili miała tylko jeden cel: musiała uciec przed obserwującymi ją oczyma. Znaleźć się na tyle daleko, by przestać czuć je na sobie.

Gdzieś za plecami wyraźnie usłyszała kroki – spokojne, miarowe, rytmiczne. Biegła, a jednak osoba za nią kroczyła wciąż tym samym rytmem, nie musząc się wysilać, by zachować dotychczasowy dystans. Cudze oczy wciąż spoczywały bezpośrednio na Lenie.

Czuła je na sobie tak wyraźnie, że mogła wręcz sobie wyobrazić jak lśnią w ciemnościach.

Ta myśl wystarczyła, by spróbowała przyśpieszyć, chociaż nogi miała niemalże jak z waty. Próbowała, choć płuca paliły żywym ogniem, a złapanie tchu zaczynało być swoistym wyzwaniem.

Nawet nie zarejestrowała momentu, w którym straciła równowagę i jak długa wylądowała na ziemi. Zastygła w bezruchu, twarzą do ziemi, przez chwilę świadoma wyłącznie wilgoci na policzku. Mogła tylko zgadywać czy to łzy, czy może niebo nad jej głową w końcu się otworzyło. To mogło być cokolwiek, zresztą chłód nie zmieniał najważniejszego.

Coś nad nią stało. Czuła, że znów ją obserwuje.

I zbliżało się.

– Nie… Nie, nie… – wyszeptała gorączkowo, przyciskając twarz do ziemi. – Nie…

Kątem oka wychwyciła ruch. Kiedy przechyliła głowę, dostrzegła postać w ciemnościach. Ktoś powoli zmierzał w jej stronę, opatulony czarną niczym noc peleryną. Lena widziała powiewający wokół stóp przybysza skrawek materiału.

Zaczerpnęła tchu. Chciała krzyczeć, ale głos uwiązł jej w gardle.

Zakapturzona postać zatrzymała się tuż przy niej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz