Zaczęło się od tego, że obudziła
się w środku nocy. Przez chwilę leżała w bezruchu, wpatrując się w sufit
i próbując zrozumieć, dlaczego to doświadczenie wydało jej się takie
znajome.
Ćma… Czy
tam jest ćma…?
Lena przez
chwilę była gotowa przysiąc, że dostrzegła przypominający owada cień. Wydawało
jej się, że słyszy trzepot skrzydeł… Albo kroki. Mogły należeć do mamy, ale ucichły,
ledwo tylko spróbowała się na nich skoncentrować.
W pokoju
panował półmrok, nie licząc bladego światła księżyca, wpadającego przez okno.
Jasność powinna ją uspokoić, ale dla dziewczyny było w niej coś
drażniącego, czego nie potrafiła znieść. Poderwała się, by szybkim krokiem
przemknąć przez pokój i spróbować zasunąć zasłony. Zawahała się jedynie na
ułamek sekundy, z powątpiewaniem spoglądając na ciężkie, przysłaniające
niebo chmury. Miała wrażenie, że zbierało się na deszcz.
Księżyc
świecił zaskakująco jasno jak na zapowiadającą się pogodę.
Zasunęła zasłony,
po czym w ciszy wróciła do łóżka. Czuła się zaskakująco pobudzona, częściowo
wciąż pod wpływem emocji, które towarzyszyły jej od chwili powrotu ze szkoły.
Nadal nie potrafiła wyjaśnić, co stało się w łazience. Wyrzuciła to z pamięci,
tak jak od dłuższego czasu starała się ignorować poczucie bycia obserwowaną,
ale ta metoda wydawała się coraz bardziej zawodna.
Może jednak
traciła zmysły i potrzebowała pomocy. Tylko być może, ale nie miała
pojęcia kogo mogłaby poprosić o pomoc. Zamartwianie mamy zdecydowanie nie
brzmiało jak dobry pomysł.
Chciała
wierzyć, że wszystko sprowadzało się do zmęczenia, ale coraz bardziej w to
wątpiła.
Wróciła do
łóżka, mimo wątpliwości układając się do snu, jednak choć ten przyszedł nader szybko,
Lena wcale nie czuła się jakby śniła. W jednej chwili leżała, by w następnej
odkryć, że kroczy w ciemnościach. Poruszała się ostrożnie, krok za krokiem
podążając przed siebie. Szła boso, odziana w koszulę nocną, która
powiewała za nią niczym peleryna.
Nie miała
pojęcia, gdzie jest. Kiedy spojrzała pod nogi, dostrzegła nierówny chodnik i pasmo
drogi po swojej lewej stronie. Szła poboczem, które ja swój sposób wydało się Lenie
znajome. Podobne przebiegało w pobliżu jej domu, choć było zbyt ciemno, by
mogła jednoznacznie to stwierdzić.
Cisza
dzwoniła jej w uszach. Każdy oddech wydawał się zdecydowanie zbyt głośny.
Kolejny raz
czuła, że ktoś na nią patrzy. Gdzieś w ciemnościach czaił się ktoś, kto
nawet na moment nie odrywał od niej wzroku.
Lena
przyśpieszyła. Zanim zdążyła pomyśleć nad tym, co robi, rzuciła się biegiem
przed siebie – wprost we wszechogarniającą pustkę, nawet nie zastanawiając się
nad miejscem, do którego chciała dotrzeć. W tamtej chwili miała tylko
jeden cel: musiała uciec przed obserwującymi ją oczyma. Znaleźć się na tyle
daleko, by przestać czuć je na sobie.
Gdzieś za
plecami wyraźnie usłyszała kroki – spokojne, miarowe, rytmiczne. Biegła, a jednak
osoba za nią kroczyła wciąż tym samym rytmem, nie musząc się wysilać, by
zachować dotychczasowy dystans. Cudze oczy wciąż spoczywały bezpośrednio na Lenie.
Czuła je na
sobie tak wyraźnie, że mogła wręcz sobie wyobrazić jak lśnią w ciemnościach.
Ta myśl
wystarczyła, by spróbowała przyśpieszyć, chociaż nogi miała niemalże jak z waty.
Próbowała, choć płuca paliły żywym ogniem, a złapanie tchu zaczynało być
swoistym wyzwaniem.
Nawet nie
zarejestrowała momentu, w którym straciła równowagę i jak długa
wylądowała na ziemi. Zastygła w bezruchu, twarzą do ziemi, przez chwilę świadoma
wyłącznie wilgoci na policzku. Mogła tylko zgadywać czy to łzy, czy może niebo
nad jej głową w końcu się otworzyło. To mogło być cokolwiek, zresztą chłód
nie zmieniał najważniejszego.
Coś nad nią
stało. Czuła, że znów ją obserwuje.
I zbliżało
się.
– Nie… Nie,
nie… – wyszeptała gorączkowo, przyciskając twarz do ziemi. – Nie…
Kątem oka
wychwyciła ruch. Kiedy przechyliła głowę, dostrzegła postać w ciemnościach.
Ktoś powoli zmierzał w jej stronę, opatulony czarną niczym noc peleryną.
Lena widziała powiewający wokół stóp przybysza skrawek materiału.
Zaczerpnęła
tchu. Chciała krzyczeć, ale głos uwiązł jej w gardle.
Zakapturzona postać zatrzymała się tuż przy niej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz