Wpojenie. To
jedno słowo dźwięczało mi w uszach, a ja słyszałam je mimo panującej
dookoła ciszy tak wyraźnie, jakby wyznanie Jacoba zostało wypalone w moim
umyśle. Ale choć mijały kolejne sekundy, pełen sens wyznania wciąż do mnie nie
docierał, chociaż komunikat był prosty i wystarczająco jasny, bym nie
miała problemów z jego zrozumienie
W pierwszej
chwili poczułam złość spowodowaną tym, że przez tyle czas nikt nie raczył mi
powiedzieć o tak istotnej sprawie. Dlaczego coś tak ważnego przez tyle lat
pozostawało tajemnicą? Dowiedziałam się o tym ostania, co nie było
sprawiedliwe – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Kto jak kto, ale ja
miałam prawo wiedzieć od początku, tym bardziej, że wszystko tak naprawdę
sprowadzało się do mnie. Może gdybym rozumiała, co Jacob do mnie czuje, byłabym
w stanie sobie to wszystko przez poukładać i teraz nie stałabym jak
sparaliżowana, bezmyślnie wpatrując się w jego aż nazbyt znajomą twarz.
Z drugiej
jednak strony, im bardziej szczegółowo o tym myślałam, tym wyraźniej
czułam, że zwłoka nie była aż taka zła. Jakby nie patrzeć, do niedawna byłam dzieckiem,
a w oczach bliskich wciąż pozostawałam zbyt młoda i niedoświadczona
– nawet Carlisle podkreślił to przed moim wyjściem, skutecznie uświadamiając
mi, jak wielu kwestii nigdy nie wzięłam pod uwagę. Może i rosłam
zdecydowanie szybciej, ale to nie wystarczało, a ja ledwo był w stanie
psychicznie uporać się z utraconą nieśmiertelnością. Jak miałabym tak po
prostu oswoić się z uczuciem, które tak nagle wyszło na jaw i co do
którego nawet nie miałam pewności, czy je odwzajemniam?
Co
właściwie czułam do Jake’a? Był moim przyjacielem, a może kimś więcej – niczym
brat, który trwał przy mnie odkąd tylko się urodziłam. Zawsze się o mnie
troszczył, umilał mi czas i spełniał niemal każdą moją zachciankę, jednak
dopiero w tamtej chwili dotarło do mnie to, czego przez te wszystkie lata
nie dostrzegałam. Jasne, podejrzewałam, że miał powód, żeby traktować mnie
inaczej, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, kim byłam, ale… W pewnym sensie taki
stan rzeczy wydał mi się straszny, zresztą jak i to, że przez tyle lat
przebywał przy mnie, nie mogąc wyznać swoich uczuć i jedynie biernie
obserwując, jako powoli dorastam.
Już dawno
powinno mnie zastanowić, dlaczego wciąż przy mnie trwał. Opiekował się mną od
zawsze, odkąd sięgałam z pamięcią, a przecież nie cierpiał nikogo z mojej
rodziny, tolerując ich jedynie przez wzgląd na mnie. Do Carlisle’a miał swego
rodzaju szacunek, którego przyczyn nie znałam, ale również wobec dziadka nie
zachowywał się w nadmiernie otwarty sposób. Przychodził do naszego domu
jedynie dlatego, że ja tam byłam.
A najgorsze
w tym wszystkim było to, że nie potrafiłam określić własnych uczuć. Co tak
naprawdę czułam do Jacoba? Sympatię, przyjaźń – to na pewno i nigdy nie
miałam co do tego wątpliwości. Ale miłość? Nie byłam pewna, czy kocham go
jedynie jak brata, czy może jest w tym coś więcej, ale…
Ale…
Co stałoby
się, gdybym mu odmówiła? Cóż, to akurat wydawało mi się oczywiste – zraniłabym
go. Kochał mnie i nie miał być w stanie obdarzyć tym uczuciem nikogo
więcej, więc każąc mu odejść, skazałabym go na wieczną samotność. Prawdziwy
problem polegał również na tym, że nie mogłam go oszukiwać, zmuszając się do
miłości. Nie zmieniało to faktu, że bardzo się bałam, że teraz ode mnie zależy
bezpieczeństwo mojej rodziny – wilki były porywcze, a ja wolałam nie
zastanawiać się nad ewentualnymi konsekwencjami odrzucenia kogoś, kto miał
bezpośredni wpływ na zasady paktu. Gdyby został zerwany…
To była
głupia myśl, ale równie nieprawdopodobne zdawało się to, że Jake mógłby się we
mnie wpoić. Co prawda po przemianie, której doświadczyłam, już nic nie powinno
było mnie zdziwić, ale mimo wszystko…
Och, to
wszystko zaczynało być coraz bardziej skomplikowane.
Z każdą
kolejną chwilą do głowy przychodziły mi coraz to bardziej nieprawdopodobne
scenariusze, aż powoli zaczynałam mieć tego dość. Cisza wydawała się niemalże
nieprzenikniona, pomijając charakterystyczny szum morza, co powoli doprowadzało
mnie do szaleństwa.
– Ness? – zapytał
cicho Jacob.
Wzdrygnęłam
się, skutecznie wyrwana z letargu.
– Dlaczego
mi to powiedziałeś? – zapytałam, wyrzucając z siebie pierwsze, co tylko
przyszło mi do głowy. Musieliśmy to sobie wyjaśnić, chociaż wcale nie byłam
pewna, czy tego chciałam. – Dlaczego teraz? – dodałam, bo przecież wiedział, że
to najmniej odpowiedni moment, skoro tak wiele dzieje się w moim życiu.
– Doskonale
wiem, że to zdecydowanie zbyt wcześnie – zapewnił przepraszającym tonem – ale
coraz bardziej boję się, że wkrótce kogoś sobie znajdziesz. Jesteś człowiekiem,
więc teraz nic już nie stoi na przeszkodzie, żebyś zaczęła chodzić do liceum i dogadywała
się z ludźmi. Nessie, jesteś śliczna, mądra i nie ma możliwości, żeby
faceci nie zwracali na ciebie uwagi – oznajmił, a ja poczułam, że się
rumienię.
Patrzyłam
na niego w milczeniu, początkowo zbytnio oszołomiona, by zdobyć się na coś
więcej, prócz bladego uśmiechu. Och, kochany Jake – tak bardzo nieporadny i uroczy
jak dziecko. Jak mogłabym się na niego gniewać za to, że dodatkowo namieszał w moim
życiu, wyznając mi miłość? Czy w ogóle po tych wszystkich latach powinnam
zastanawiać się nad tym, czy coś do niego czułam? Już wcześniej wiedziałam, że
nasze relacje są bardziej złożone, niż mogłabym sobie wyobrażać, a teraz
wszystko nareszcie zaczynało się klarować.
Już
wiedziałam.
– A ognisko
to taki wykręt? – zapytałam dla zyskania na czasie, dla lepszego efektu krzyżując
ręce na piersi. – Taka wymówka, żebyśmy znaleźli się gdzieś, gdzie moi bliscy
nie mają wstępu? – dodałam z przekonaniem. Ojciec jak nic dostałby szału,
nawet jeśli zawdzięczałam Jacobowi życie.
Uśmiechnął
się nerwowo, co samo w sobie wydało mi się dość jednoznaczną odpowiedzią.
– Właściwie…
Właściwie tak. To była wymówka... – przyznał, lustrując mnie wzrokiem, żeby
ocenić w jakim właściwie jestem nastroju.
Przybrałam
poważny wyraz twarzy.
– Jak ty
sobie to wszystko wyobrażasz? – zapytałam pozornie spiętym tonem. Grałam,
przynajmniej po części, bo chociaż wiedziałam już, co takiego chcę zrobić,
wciąż nie miałam pewności, czy jestem na to gotowa. – Stawiasz mnie przed czymś
tak trudnym i nawet nie dajesz okazji, żebym się ze wszystkim oswoiła.
Jake, ja nawet nie mam pewności, kim naprawdę jestem!
– Wierz mi,
że do niczego cię nie zmuszam – zapewnił pośpiesznie, unosząc ręce w poddańczym
geście. – Wiem, jak się czujesz, Nessie – dodał i zabrzmiało to szczerze.
– To trochę tak jak ja po pierwszej przemianie… Tyle że ty nie potrafisz oswoić
się z byciem człowiekiem. Poniekąd też z tego powodu nie zmieniłem
zdania co do tego, że chcę ci o wszystkim powiedzieć. Pomyślałem… Cóż,
pomyślałem, że być może będziesz potrzebowała kogoś więcej niż tylko
przyjaciela, żeby sobie z tym jakoś poradzi – przyznał, bezradnie rozkładając
ręce. – Nie zamierzam cię do niczego zmuszać, bo nie masz wpływu na wpojenie i to
nie jest tak, że oczekuję, że podporządkujesz sobie pode mnie życie. Chcę mieć
po prostu pewność, że zrobiłem co mogłem, żeby cię zatrzymać, a jeśli się
nie uda… Nie powiem, że nie będę cierpiał, ale będzie mi lżej z tym, że
podjęłaś decyzję świadomie.
Słuchałam
tego, czując jak moje serce na zmianę to przyśpiesza, to zamiera. Od nadmiaru
emocji zaczynało kręcić mi się w głowie, co jednak nie powodowało, że
wahałam się nad podjęciem decyzji. Wiedziałam jedno – kochałam Jacoba. Być może
jak brata albo przyjaciela, ale dopiero czasu miał pokazać, czy słusznie
robiłam, dając nam oboje szansę na coś więcej. Słowa Jake’a jedynie utwierdziły
mnie w przekonaniu, że prawdopodobnie postępowałam dobrze, a chłopak
jest świadomy, że w wieku pięciu lat ciężko jest mi myśleć o związaniu
się z kimkolwiek, zwłaszcza stojąc przed perspektywą wieczności.
– Ja… – Zawahałam
się. – Jake, posłuchaj mnie – poprosiłam, kiedy przerwał na chwilę, żeby
zaczerpnąć tchu. – Wiesz jak nikt inny, że nigdy nie byłam zakochana. Nigdy też
nie byłam z kimś związana i po prostu nie wiem, czy będę potrafiła
się do tego przystosować, tym bardziej teraz, kiedy wciąż nie mam pojęcia, jak
odnajdę się w byciu człowiekiem. To za dużo jak na jeden raz, Jake –
przyznałam i głos lekko mi zadrżał, zdradzając odczuwane od dłuższego
czasu podenerwowanie.
W jego
oczach pojawił się niepokój, co dało mi do zrozumienia, że wciąż nie wiedział,
jak zinterpretować moje słowa – jako odrzucenie, czy może to, że właśnie kazałam
mu na siebie zaczekać. Pośpiesznie wzięłam się w garść, nie chcąc dłużej
nie trzymać go w niepewności, tym bardziej, że całe moje ciało zdawało się
drżeć w oczekiwaniu na to, by poczuć dotyk jego rozgrzanej skóry.
– Ale chcę
spróbować – oznajmiłam dobitnie, bo Jacob już otwierał usta, żeby coś
powiedzieć. – Nie wiem jak to będzie, ale chcę przynajmniej spróbować i dać
nam szansę – powtórzyłam i chciałam dodać coś jeszcze, ale mi nie pozwolił.
Nagle
znalazłam się w jego objęciach, drżąca i wciąż nie do końca pewna
tego, co działo się wokół mnie. Nie raz mnie przytulał, jednak do tej pory jego
dotyk nie działał na mnie w taki sposób. W jednej chwili poczułam się
tak, jakbym znalazła się na swoim miejscu – to tu pasowałam i tu od samego
początku powinnam przynależeć. Ciężar, który wydawał się mnie przytłaczać,
odkąd dowiedziałam się, że jestem człowiekiem, jakby zmalał, kiedy oddychając
głęboko, zaczęłam wdychać cudowny piżmowy zapach zmiennokształtnego. Moi bliscy
mówili, że to okropny smród, sama jednak zarówno jako pół-wampirzyca, jak i jako
człowiek sądziłam, że to jeden z najwspanialszych zapachów.
Jego twarz
nagle znalazła się niepokojąco blisko mojej. Zesztywniałam, przestraszona tym,
co miało się stać za chwilę. To było dla mnie zupełnie nowe – wciąż brakowało
mi doświadczenia i czułam się tego boleśnie świadoma.
– Jake… – wyszeptałam
zdławionym głosem, coraz bardzie speszona. Czułam się niczym osaczone zwierzę,
nie mając szans na ucieczkę. – Ja…
– Cii… – Pogłaskał
mnie po policzku. – Nie bój się – dodał i to wystarczyło, bym jednak
zdecydowała mu się poddać.
Całował
mnie delikatnie, dając mi szansę na protest albo zasygnalizowanie, że coś jest
nie tak. Sam pocałunek okazał się wyjątkowo delikatny i niewinny, a ja
pomyślałam, że dokładnie tak powinien wyglądać. Nasze usta rytmicznie ocierały
się o siebie, ja zaś z zaskoczeniem przekonałam się, że w Jacobie
było równie wiele niepewności, co we mnie. To dodało mi otuchy – on również
obawiał się tego, jak zareaguję. Nieco ośmielona, pocałowałam go odważniej, a potem
zarzuciłam mu ręce na szyję, mocno do niego przywierając. Zaskoczyłam go tym,
przynajmniej w pierwszej chwili, jednak prawie natychmiast wziął się w garść
i przyciągnąwszy mnie do siebie, pocałował mnie zdecydowanie namiętniej. Z wrażenia
zakręciło mi się w głowie, oddech z kolei stał się płytki i urywany.
– Kocham
cię – szepnął mi do ucha, tym samym kolejny raz wytrącając mnie z równowagi.
Moje ciało przeszedł dreszcz rozkoszy, pomieszany z niepewnością i strachem.
Sama nie
byłam jeszcze gotowa na takie wyznanie, ale on tego nie oczekiwał.
Siedzieliśmy
na jednym z wyrzuconym przez morze kawałków drewna. Jake trzymał mnie w swoich
ramionach, kołysząc lekko, zupełnie jakbym była małym dzieckiem, ale nie miałam
mu tego za złe. Był szczęśliwy – wiedziałam o tym, bo znałam go jak nikt
inny. Czułam, że od zawsze marzył, aby móc spędzić trochę czasu ze mną, na
dodatek w pełni świadomą uczuć, którymi mnie darzyć. Dzisiaj mógł spełnić
swoje pragnienie, a i ja czułam się przy nim zaskakująco dobrze.
Kochałam go – byłam tego coraz pewniejsza, chociaż wciąż nie mogłam się zmusić
do tego, żeby spojrzeć mu w oczy i wypowiedzieć te dwa jakże istotne
słowa. Nie byłam jeszcze na to gotowa, co Jacob na szczęście rozumiał, a przynajmniej
taką miałam nadzieję. Dla niego liczyło się przede wszystkim to, że dawałam mu cień
nadziei na to, że nasz związek okaże się czymś prawdziwym.
Związek.
Jak to dziwnie brzmiało… Tata jak nic miał dostać szału, ale przecież – w przeciwieństwie
do mnie miał lata – żeby oswoić się z tą myślą. Nie chciałam się z nim
kłócić, ale to było moje życie i miałam prawo podejmować tak ważne
decyzje. Jeśli były błędne, sama musiałam się o tym przekonać.
Spojrzałam w jaśniejące
niebo, mimowolnie wzdrygając się, kiedy zauważyłam jego odcień. Słońce powoli
zachodziło, a dookoła zaczynało robić się ciemno. Wiedziałam, że niedługą
będę musiała wracać i opowiedzieć wszystko rodzinie, być może mierząc się z gniewem
niektórych jej członków. Nie przerażało mnie to, a przynajmniej nie w takim
stopniu, jak mogłabym tego oczekiwać. Strachem za to napawała mnie perspektywa
kolejnej przepełnionej koszmarami nocy i budzenia się z krzykiem w obcym
pokoju, bo dziadek wciąż wolał mieć mnie na oku.
Nie
chciałam kolejnej dawki środków uspokajających czy daru Jaspara, aż nazbyt
świadoma tego, że to pomagało jedynie na chwilę. Musiałam zakończyć to raz a dobrze,
żeby nie oszaleć, ale nie miałam pojęcia jak się do tego zabrać. W gruncie
rzeczy widziałam tylko jedno rozwiązanie, ale sama myśl o tym, co być może
musiałabym zrobić, przyprawiła mnie o dreszcz. Machinalnie mocniej
przywarłam do Jacoba, nie chcąc żeby pomiędzy nami została chociaż niewielka
szczelina. Wciąż drżałam, co nie uszło uwadze mojego opiekuna, bo chłopak
mocniej objął mnie ramionami, próbując pomóc mi swoją podwyższoną temperaturą. W jego
oczach pojawiło się niewypowiedziane pytanie oraz niepokój, co nie przypadło mi
do gustu, bo nie chciałam, żeby się o mnie bał.
– Jake... –
zaczęłam powoli, wtulając twarz w jego tors. – Chcę... – Musiałam
przerwać, bo czułam, że panika zaczyna chwytać mnie za gardło. – Chcę cię o coś
prosić – wykrztusiłam w końcu, spoglądając mu w oczy. Rozmyślanie o ostatnich
dniach sprawiło, że strach i niepokój wróciły ze zdwojoną siłą, powoli
zaczynając mnie przerastać.
– Co się
dzieje? – zapytał, wyraźnie podenerwowany słabością mojego głosu. – Źle się
czujesz? – zmartwił się i przyłożył mi swoją rozgrzaną dłoń do czoła,
chociaż wątpiłam, żeby przy wiecznej gorączce miał być w stanie ocenić,
czy ze mną było coś nie tak.
– Nie, skąd
– zaprzeczyłam pośpiesznie. Wiedziałam, że gotów był zawieźć mnie nawet do
szpitala, gdyby miał pewność, że tam w tej chwili zastanie mojego dziadka.
– Już wszystko ze mną w porządku, tylko… – Urwałam, krzywiąc się, kiedy
przypomniałam sobie, że już nie mam swojego daru i nie jestem w stanie
wytłumaczyć wszystkiego samym tylko dotykiem. – Może to głupie, ale… chciałabym
wrócił w tamto miejsce –
wyznałam, spoglądając mu w oczy.
Popatrzył
na mnie z niedowierzaniem, jakby zastanawiając się, czy jednak nie mam
temperatury i nie zaczynam bredzić. Dopiero po chwili doszukałam się w jego
oczach zrozumienia, a chwilę później przytulił mnie mocniej, bo znów zaczęłam
dygotać.
– Jesteś
pewna, że tego chcesz? – upewnił się, próbując jakoś delikatnie mi ten pomysł
wyperswadować. – Sama widzisz, że to nie jest dobry pomysł...
– Muszę! –
przerwałam mu, próbując wyswobodzić się z jego silnych ramion. – Ja po
prostu… Jeśli tego nie zrobię, oszaleję – wyznałam pod wpływem impulsu, w końcu
wyślizgując się z jego objęć i pośpiesznie podrywając się na nogi.
Jacob powoli
do mnie podszedł, ostrożnie i z wahaniem, co najmniej jakby zbliżał
się do spłoszonego zwierzęcia, które w każdej chwili mogłoby uciec.
Pozwoliłam, żeby znów mnie przytulił, rozluźniając się nieznacznie pod jego
dotykiem. Czule ucałował mnie w czubek głowy, po czym odsunął na długość
wyciągniętych ramion, żeby łatwiej móc zajrzeć mi w oczy.
– Spokojnie
– szepną kojącym tonem. – Zabiorę cię tam – obiecał, a ja poczułam
niewysłowioną ulgę.
Posłusznie
skinęłam głową, kiedy kazał mi na siebie zaczekać. Obserwowałam go, kiedy
pobiegł w stronę lasu, żeby móc się przemienić. Wkrótce tuż przede mną
pojawił się tak dobrze mi znany rdzawo brązowy wilk, a ja bez wahania wspięłam
się na jego grzbiet. Wciąż niespokojna, mocno objęłam go za szyję, wtulając
twarz w miękkie futro na jego karku, żeby pewniej utrzymać się w pionie.
Byłam teraz człowiekiem, więc tym bardziej musiałam uważać, żeby przypadkiem nie
spaść.
Jacob
ruszył przed siebie, mimo moich protestów biegnąć zdecydowanie wolniej niż
zwykle. Dałam za wygraną i przymknąwszy oczy upajałam się pędem, pracą
mięśni pod jego skórą i znajomym zapachem. Potrzebowałam ukojenia, a nikt
nie mógł działać na mnie bardziej uspokajająco od Jacoba.
Nie miałam
pewności, jak długo pędziliśmy przez las. Od dziecka wykorzystywałam Jake’a
jako swój osobisty transport, więc było to tak znajomym doznaniem, że
momentalnie zapomniałam o wszelakich troskach. Przynajmniej przez czas
podróży nie myślałam o tym, gdzie zaraz się znajdę i nie
zastanawiałam nad tym, co też może mnie tam czekać.
Poczułam,
że Jake zaczyna zwalniać, co skutecznie mnie zaalarmowało. Otworzyłam oczy i zauważyłam,
że jesteśmy już naprawdę niedaleko. Strach ścisnął mnie na gardło, a panika
wróciła, ale nie dałam niczego po sobie poznać.
– Proszę,
zatrzymaj się – szepnęłam wilkowi do ucha. Spełnił moją zachciankę, a ja
ostrożnie ześlizgnęłam się na ziemię. Zawahałam się, wciąż nie potrafiąc zmusić
się do tego, żeby wyplątać palce z jego miękkiego futra. – Dalej chcę iść
sama – poprosiłam, aż nazbyt świadom tego, że byłby gotów zaprotestować. – Jeśli
nie wrócę w ciągu pięciu minut przyjdź po mnie, dobrze?
Szturchnął
mnie pyskiem w ramię, co pewnie miało być wilczym „tak”, po czym
uspokajająco otarł się o mój bok, żeby dodać mi otuchy. Uśmiechnęłam się słabo
i ruszyłam w dalszą drogę, mimo obaw nie oglądając się za siebie.
Nogi miałam jak z waty i kiedy znalazłam się na tyle daleko, żeby
Jacob nie mógł mnie widzieć, zaczęłam się nawet obawiać, że jednak nie dam razy
i z płaczem zawrócę. W sumie Carlisle obchodził się ze mną
bardzo delikatnie i zastrzyki wcale tak nie bolały – to ja niepotrzebnie
się spinałam, chociaż cały czas powtarzał mi, że powinnam się rozluźnić…
Nim się
obejrzałam, usłyszałam cichy szum wody i już nie miałam wyboru.
Przyśpieszyłam, po chwili wychodząc spomiędzy drzew wprost na znajomą polanę,
która od tygodnia nawiedzała mnie w snach. Miejsce to wyglądało równie
niewinnie, co za pierwszym razem, a widziane w świetle słonecznym wydało
mi się bardziej przystępne.
Przystanęłam,
mimo wszystko niezdolna do tego, żeby ruszyć się z miejsca. Chciałam
zawrócić, ale…
Nie
możesz, skarciłam się. Jacob zaraz tutaj przyjdzie, warknęłam, żeby łatwiej
się zmobilizować i przestać nad sobą użalać.
Ostrożnie,
zważając na każdy krok, podeszłam do źródełka. Spojrzałam na lekko wzburzoną
taflę wody, dokładnie tak jak tamtej nocy, kiedy zostałam zaatakowana. Przez
kilka sekund gotowa byłam przysiąc, że ponownie ujrzałam w niej odbicie
tych oczu – krwistoczerwonych i tak bardzo głodnych –jednak złudzenie szybko
zniknęło.
Z tym, że to
nie był koniec.
Wspomnienia
uderzyły we mnie z niesamowitą mocą, sprawiając, że aż zgięłam się wpół i upadłam
na kolana. Wszystko wróciło, z tym, że to nie był koszmar z którego
rodzice albo dziadkowie mogli zaraz mnie obudzić… Nie, skoro to była
rzeczywistość. Jęknęłam, dygocąc na całym ciele i żałując, że poprosiłam
Jacoba o coś tak idiotycznego. Przeżywanie wszystkiego jeszcze raz było
największą głupotą, jaką mogłam zrobić. Wspomnienia stanęły mi przed oczyma prawie
jak żywe i już nic nie mogło ich powstrzymać. Wyraźne i szczegółowe
jak nigdy dotąd w snach, po prostu mnie przytłoczyły, przez chwilę nie
pozwalając mi złapać oddechu.
Wampir.
Ugryzienie. Wilki…
Śmierć.
Mocniej zacisnęłam
powieki. Myślałam już, że zaraz oszaleję i nabrałam nawet powietrza do
płuc, żeby zacząć krzyczeć, kiedy obrazy zniknęły. Cisza i spokój były tak
przejmujące, że na moment zapomniałam o oddychaniu. Klęczałam po środku
polanki, szlochając i obejmując się ramionami, teraz jednak czułam, że nic
złego mi nie grozi. To był po prostu zwykły las, cichy i bezpieczny, zresztą
tak jak zawsze do tej pory. Wiedziałam, że nikt nie mógł mnie skrzywdzić, ale…
Otworzyłam
oczy, spodziewając się kolejnej dawki wspomnień, ale nic takiego się nie
zdarzyło, ale nic podobnego nie miało miejsca. W ciszy klęczałam na małej
polance, niedaleko źródełka w ostatnich promieniach słońca tak dobrze mi
znany. Nie czułam nic, jakby zdarzenie sprzed kilku tygodni było co najwyżej
snem, czy też raczej koszmarem, z którego właśnie się wybudziłam.
Koszmarem,
który już na zawsze został wymazany z mojej pamięci – jak każdy niechciany
sen, który po otwarciu oczu przechodził w zapomnienie. Chociaż właśnie
tego przez cały chciałam, dopiero po chwili dotarło do mnie, że najpewniej się
udało. Nie docierało to do mnie, ale…
Och.
Byłam
wolna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz