1/04/2016

Rozdział VI

Wpojenie. To jedno słowo dźwięczało mi w uszach, a ja słyszałam je mimo panującej dookoła ciszy tak wyraźnie, jakby wyznanie Jacoba zostało wypalone w moim umyśle. Ale choć mijały kolejne sekundy, pełen sens wyznania wciąż do mnie nie docierał, chociaż komunikat był prosty i wystarczająco jasny, bym nie miała problemów z jego zrozumienie
W pierwszej chwili poczułam złość spowodowaną tym, że przez tyle czas nikt nie raczył mi powiedzieć o tak istotnej sprawie. Dlaczego coś tak ważnego przez tyle lat pozostawało tajemnicą? Dowiedziałam się o tym ostania, co nie było sprawiedliwe – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Kto jak kto, ale ja miałam prawo wiedzieć od początku, tym bardziej, że wszystko tak naprawdę sprowadzało się do mnie. Może gdybym rozumiała, co Jacob do mnie czuje, byłabym w stanie sobie to wszystko przez poukładać i teraz nie stałabym jak sparaliżowana, bezmyślnie wpatrując się w jego aż nazbyt znajomą twarz.
Z drugiej jednak strony, im bardziej szczegółowo o tym myślałam, tym wyraźniej czułam, że zwłoka nie była aż taka zła. Jakby nie patrzeć, do niedawna byłam dzieckiem, a w oczach bliskich wciąż pozostawałam zbyt młoda i niedoświadczona – nawet Carlisle podkreślił to przed moim wyjściem, skutecznie uświadamiając mi, jak wielu kwestii nigdy nie wzięłam pod uwagę. Może i rosłam zdecydowanie szybciej, ale to nie wystarczało, a ja ledwo był w stanie psychicznie uporać się z utraconą nieśmiertelnością. Jak miałabym tak po prostu oswoić się z uczuciem, które tak nagle wyszło na jaw i co do którego nawet nie miałam pewności, czy je odwzajemniam?
Co właściwie czułam do Jake’a? Był moim przyjacielem, a może kimś więcej – niczym brat, który trwał przy mnie odkąd tylko się urodziłam. Zawsze się o mnie troszczył, umilał mi czas i spełniał niemal każdą moją zachciankę, jednak dopiero w tamtej chwili dotarło do mnie to, czego przez te wszystkie lata nie dostrzegałam. Jasne, podejrzewałam, że miał powód, żeby traktować mnie inaczej, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, kim byłam, ale… W pewnym sensie taki stan rzeczy wydał mi się straszny, zresztą jak i to, że przez tyle lat przebywał przy mnie, nie mogąc wyznać swoich uczuć i jedynie biernie obserwując, jako powoli dorastam.
Już dawno powinno mnie zastanowić, dlaczego wciąż przy mnie trwał. Opiekował się mną od zawsze, odkąd sięgałam z pamięcią, a przecież nie cierpiał nikogo z mojej rodziny, tolerując ich jedynie przez wzgląd na mnie. Do Carlisle’a miał swego rodzaju szacunek, którego przyczyn nie znałam, ale również wobec dziadka nie zachowywał się w nadmiernie otwarty sposób. Przychodził do naszego domu jedynie dlatego, że ja tam byłam.
A najgorsze w tym wszystkim było to, że nie potrafiłam określić własnych uczuć. Co tak naprawdę czułam do Jacoba? Sympatię, przyjaźń – to na pewno i nigdy nie miałam co do tego wątpliwości. Ale miłość? Nie byłam pewna, czy kocham go jedynie jak brata, czy może jest w tym coś więcej, ale…
Ale…
Co stałoby się, gdybym mu odmówiła? Cóż, to akurat wydawało mi się oczywiste – zraniłabym go. Kochał mnie i nie miał być w stanie obdarzyć tym uczuciem nikogo więcej, więc każąc mu odejść, skazałabym go na wieczną samotność. Prawdziwy problem polegał również na tym, że nie mogłam go oszukiwać, zmuszając się do miłości. Nie zmieniało to faktu, że bardzo się bałam, że teraz ode mnie zależy bezpieczeństwo mojej rodziny – wilki były porywcze, a ja wolałam nie zastanawiać się nad ewentualnymi konsekwencjami odrzucenia kogoś, kto miał bezpośredni wpływ na zasady paktu. Gdyby został zerwany…
To była głupia myśl, ale równie nieprawdopodobne zdawało się to, że Jake mógłby się we mnie wpoić. Co prawda po przemianie, której doświadczyłam, już nic nie powinno było mnie zdziwić, ale mimo wszystko…
Och, to wszystko zaczynało być coraz bardziej skomplikowane.
Z każdą kolejną chwilą do głowy przychodziły mi coraz to bardziej nieprawdopodobne scenariusze, aż powoli zaczynałam mieć tego dość. Cisza wydawała się niemalże nieprzenikniona, pomijając charakterystyczny szum morza, co powoli doprowadzało mnie do szaleństwa.
– Ness? – zapytał cicho Jacob.
Wzdrygnęłam się, skutecznie wyrwana z letargu.
– Dlaczego mi to powiedziałeś? – zapytałam, wyrzucając z siebie pierwsze, co tylko przyszło mi do głowy. Musieliśmy to sobie wyjaśnić, chociaż wcale nie byłam pewna, czy tego chciałam. – Dlaczego teraz? – dodałam, bo przecież wiedział, że to najmniej odpowiedni moment, skoro tak wiele dzieje się w moim życiu.
– Doskonale wiem, że to zdecydowanie zbyt wcześnie – zapewnił przepraszającym tonem – ale coraz bardziej boję się, że wkrótce kogoś sobie znajdziesz. Jesteś człowiekiem, więc teraz nic już nie stoi na przeszkodzie, żebyś zaczęła chodzić do liceum i dogadywała się z ludźmi. Nessie, jesteś śliczna, mądra i nie ma możliwości, żeby faceci nie zwracali na ciebie uwagi – oznajmił, a ja poczułam, że się rumienię.
Patrzyłam na niego w milczeniu, początkowo zbytnio oszołomiona, by zdobyć się na coś więcej, prócz bladego uśmiechu. Och, kochany Jake – tak bardzo nieporadny i uroczy jak dziecko. Jak mogłabym się na niego gniewać za to, że dodatkowo namieszał w moim życiu, wyznając mi miłość? Czy w ogóle po tych wszystkich latach powinnam zastanawiać się nad tym, czy coś do niego czułam? Już wcześniej wiedziałam, że nasze relacje są bardziej złożone, niż mogłabym sobie wyobrażać, a teraz wszystko nareszcie zaczynało się klarować.
Już wiedziałam.
– A ognisko to taki wykręt? – zapytałam dla zyskania na czasie, dla lepszego efektu krzyżując ręce na piersi. – Taka wymówka, żebyśmy znaleźli się gdzieś, gdzie moi bliscy nie mają wstępu? – dodałam z przekonaniem. Ojciec jak nic dostałby szału, nawet jeśli zawdzięczałam Jacobowi życie.
Uśmiechnął się nerwowo, co samo w sobie wydało mi się dość jednoznaczną odpowiedzią.
– Właściwie… Właściwie tak. To była wymówka... – przyznał, lustrując mnie wzrokiem, żeby ocenić w jakim właściwie jestem nastroju.
Przybrałam poważny wyraz twarzy.
– Jak ty sobie to wszystko wyobrażasz? – zapytałam pozornie spiętym tonem. Grałam, przynajmniej po części, bo chociaż wiedziałam już, co takiego chcę zrobić, wciąż nie miałam pewności, czy jestem na to gotowa. – Stawiasz mnie przed czymś tak trudnym i nawet nie dajesz okazji, żebym się ze wszystkim oswoiła. Jake, ja nawet nie mam pewności, kim naprawdę jestem!
– Wierz mi, że do niczego cię nie zmuszam – zapewnił pośpiesznie, unosząc ręce w poddańczym geście. – Wiem, jak się czujesz, Nessie – dodał i zabrzmiało to szczerze. – To trochę tak jak ja po pierwszej przemianie… Tyle że ty nie potrafisz oswoić się z byciem człowiekiem. Poniekąd też z tego powodu nie zmieniłem zdania co do tego, że chcę ci o wszystkim powiedzieć. Pomyślałem… Cóż, pomyślałem, że być może będziesz potrzebowała kogoś więcej niż tylko przyjaciela, żeby sobie z tym jakoś poradzi – przyznał, bezradnie rozkładając ręce. – Nie zamierzam cię do niczego zmuszać, bo nie masz wpływu na wpojenie i to nie jest tak, że oczekuję, że podporządkujesz sobie pode mnie życie. Chcę mieć po prostu pewność, że zrobiłem co mogłem, żeby cię zatrzymać, a jeśli się nie uda… Nie powiem, że nie będę cierpiał, ale będzie mi lżej z tym, że podjęłaś decyzję świadomie.
Słuchałam tego, czując jak moje serce na zmianę to przyśpiesza, to zamiera. Od nadmiaru emocji zaczynało kręcić mi się w głowie, co jednak nie powodowało, że wahałam się nad podjęciem decyzji. Wiedziałam jedno – kochałam Jacoba. Być może jak brata albo przyjaciela, ale dopiero czasu miał pokazać, czy słusznie robiłam, dając nam oboje szansę na coś więcej. Słowa Jake’a jedynie utwierdziły mnie w przekonaniu, że prawdopodobnie postępowałam dobrze, a chłopak jest świadomy, że w wieku pięciu lat ciężko jest mi myśleć o związaniu się z kimkolwiek, zwłaszcza stojąc przed perspektywą wieczności.
– Ja… – Zawahałam się. – Jake, posłuchaj mnie – poprosiłam, kiedy przerwał na chwilę, żeby zaczerpnąć tchu. – Wiesz jak nikt inny, że nigdy nie byłam zakochana. Nigdy też nie byłam z kimś związana i po prostu nie wiem, czy będę potrafiła się do tego przystosować, tym bardziej teraz, kiedy wciąż nie mam pojęcia, jak odnajdę się w byciu człowiekiem. To za dużo jak na jeden raz, Jake – przyznałam i głos lekko mi zadrżał, zdradzając odczuwane od dłuższego czasu podenerwowanie.
W jego oczach pojawił się niepokój, co dało mi do zrozumienia, że wciąż nie wiedział, jak zinterpretować moje słowa – jako odrzucenie, czy może to, że właśnie kazałam mu na siebie zaczekać. Pośpiesznie wzięłam się w garść, nie chcąc dłużej nie trzymać go w niepewności, tym bardziej, że całe moje ciało zdawało się drżeć w oczekiwaniu na to, by poczuć dotyk jego rozgrzanej skóry.
– Ale chcę spróbować – oznajmiłam dobitnie, bo Jacob już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. – Nie wiem jak to będzie, ale chcę przynajmniej spróbować i dać nam szansę – powtórzyłam i chciałam dodać coś jeszcze, ale mi nie pozwolił.
Nagle znalazłam się w jego objęciach, drżąca i wciąż nie do końca pewna tego, co działo się wokół mnie. Nie raz mnie przytulał, jednak do tej pory jego dotyk nie działał na mnie w taki sposób. W jednej chwili poczułam się tak, jakbym znalazła się na swoim miejscu – to tu pasowałam i tu od samego początku powinnam przynależeć. Ciężar, który wydawał się mnie przytłaczać, odkąd dowiedziałam się, że jestem człowiekiem, jakby zmalał, kiedy oddychając głęboko, zaczęłam wdychać cudowny piżmowy zapach zmiennokształtnego. Moi bliscy mówili, że to okropny smród, sama jednak zarówno jako pół-wampirzyca, jak i jako człowiek sądziłam, że to jeden z najwspanialszych zapachów.
Jego twarz nagle znalazła się niepokojąco blisko mojej. Zesztywniałam, przestraszona tym, co miało się stać za chwilę. To było dla mnie zupełnie nowe – wciąż brakowało mi doświadczenia i czułam się tego boleśnie świadoma.
– Jake… – wyszeptałam zdławionym głosem, coraz bardzie speszona. Czułam się niczym osaczone zwierzę, nie mając szans na ucieczkę. – Ja…
– Cii… – Pogłaskał mnie po policzku. – Nie bój się – dodał i to wystarczyło, bym jednak zdecydowała mu się poddać.
Całował mnie delikatnie, dając mi szansę na protest albo zasygnalizowanie, że coś jest nie tak. Sam pocałunek okazał się wyjątkowo delikatny i niewinny, a ja pomyślałam, że dokładnie tak powinien wyglądać. Nasze usta rytmicznie ocierały się o siebie, ja zaś z zaskoczeniem przekonałam się, że w Jacobie było równie wiele niepewności, co we mnie. To dodało mi otuchy – on również obawiał się tego, jak zareaguję. Nieco ośmielona, pocałowałam go odważniej, a potem zarzuciłam mu ręce na szyję, mocno do niego przywierając. Zaskoczyłam go tym, przynajmniej w pierwszej chwili, jednak prawie natychmiast wziął się w garść i przyciągnąwszy mnie do siebie, pocałował mnie zdecydowanie namiętniej. Z wrażenia zakręciło mi się w głowie, oddech z kolei stał się płytki i urywany.
– Kocham cię – szepnął mi do ucha, tym samym kolejny raz wytrącając mnie z równowagi. Moje ciało przeszedł dreszcz rozkoszy, pomieszany z niepewnością i strachem.
Sama nie byłam jeszcze gotowa na takie wyznanie, ale on tego nie oczekiwał.

Siedzieliśmy na jednym z wyrzuconym przez morze kawałków drewna. Jake trzymał mnie w swoich ramionach, kołysząc lekko, zupełnie jakbym była małym dzieckiem, ale nie miałam mu tego za złe. Był szczęśliwy – wiedziałam o tym, bo znałam go jak nikt inny. Czułam, że od zawsze marzył, aby móc spędzić trochę czasu ze mną, na dodatek w pełni świadomą uczuć, którymi mnie darzyć. Dzisiaj mógł spełnić swoje pragnienie, a i ja czułam się przy nim zaskakująco dobrze. Kochałam go – byłam tego coraz pewniejsza, chociaż wciąż nie mogłam się zmusić do tego, żeby spojrzeć mu w oczy i wypowiedzieć te dwa jakże istotne słowa. Nie byłam jeszcze na to gotowa, co Jacob na szczęście rozumiał, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Dla niego liczyło się przede wszystkim to, że dawałam mu cień nadziei na to, że nasz związek okaże się czymś prawdziwym.
Związek. Jak to dziwnie brzmiało… Tata jak nic miał dostać szału, ale przecież – w przeciwieństwie do mnie miał lata – żeby oswoić się z tą myślą. Nie chciałam się z nim kłócić, ale to było moje życie i miałam prawo podejmować tak ważne decyzje. Jeśli były błędne, sama musiałam się o tym przekonać.
Spojrzałam w jaśniejące niebo, mimowolnie wzdrygając się, kiedy zauważyłam jego odcień. Słońce powoli zachodziło, a dookoła zaczynało robić się ciemno. Wiedziałam, że niedługą będę musiała wracać i opowiedzieć wszystko rodzinie, być może mierząc się z gniewem niektórych jej członków. Nie przerażało mnie to, a przynajmniej nie w takim stopniu, jak mogłabym tego oczekiwać. Strachem za to napawała mnie perspektywa kolejnej przepełnionej koszmarami nocy i budzenia się z krzykiem w obcym pokoju, bo dziadek wciąż wolał mieć mnie na oku.
Nie chciałam kolejnej dawki środków uspokajających czy daru Jaspara, aż nazbyt świadoma tego, że to pomagało jedynie na chwilę. Musiałam zakończyć to raz a dobrze, żeby nie oszaleć, ale nie miałam pojęcia jak się do tego zabrać. W gruncie rzeczy widziałam tylko jedno rozwiązanie, ale sama myśl o tym, co być może musiałabym zrobić, przyprawiła mnie o dreszcz. Machinalnie mocniej przywarłam do Jacoba, nie chcąc żeby pomiędzy nami została chociaż niewielka szczelina. Wciąż drżałam, co nie uszło uwadze mojego opiekuna, bo chłopak mocniej objął mnie ramionami, próbując pomóc mi swoją podwyższoną temperaturą. W jego oczach pojawiło się niewypowiedziane pytanie oraz niepokój, co nie przypadło mi do gustu, bo nie chciałam, żeby się o mnie bał.
– Jake... – zaczęłam powoli, wtulając twarz w jego tors. – Chcę... – Musiałam przerwać, bo czułam, że panika zaczyna chwytać mnie za gardło. – Chcę cię o coś prosić – wykrztusiłam w końcu, spoglądając mu w oczy. Rozmyślanie o ostatnich dniach sprawiło, że strach i niepokój wróciły ze zdwojoną siłą, powoli zaczynając mnie przerastać.
– Co się dzieje? – zapytał, wyraźnie podenerwowany słabością mojego głosu. – Źle się czujesz? – zmartwił się i przyłożył mi swoją rozgrzaną dłoń do czoła, chociaż wątpiłam, żeby przy wiecznej gorączce miał być w stanie ocenić, czy ze mną było coś nie tak.
– Nie, skąd – zaprzeczyłam pośpiesznie. Wiedziałam, że gotów był zawieźć mnie nawet do szpitala, gdyby miał pewność, że tam w tej chwili zastanie mojego dziadka. – Już wszystko ze mną w porządku, tylko… – Urwałam, krzywiąc się, kiedy przypomniałam sobie, że już nie mam swojego daru i nie jestem w stanie wytłumaczyć wszystkiego samym tylko dotykiem. – Może to głupie, ale… chciałabym wrócił w tamto miejsce – wyznałam, spoglądając mu w oczy.
Popatrzył na mnie z niedowierzaniem, jakby zastanawiając się, czy jednak nie mam temperatury i nie zaczynam bredzić. Dopiero po chwili doszukałam się w jego oczach zrozumienia, a chwilę później przytulił mnie mocniej, bo znów zaczęłam dygotać.
– Jesteś pewna, że tego chcesz? – upewnił się, próbując jakoś delikatnie mi ten pomysł wyperswadować. – Sama widzisz, że to nie jest dobry pomysł...
– Muszę! – przerwałam mu, próbując wyswobodzić się z jego silnych ramion. – Ja po prostu… Jeśli tego nie zrobię, oszaleję – wyznałam pod wpływem impulsu, w końcu wyślizgując się z jego objęć i pośpiesznie podrywając się na nogi.
Jacob powoli do mnie podszedł, ostrożnie i z wahaniem, co najmniej jakby zbliżał się do spłoszonego zwierzęcia, które w każdej chwili mogłoby uciec. Pozwoliłam, żeby znów mnie przytulił, rozluźniając się nieznacznie pod jego dotykiem. Czule ucałował mnie w czubek głowy, po czym odsunął na długość wyciągniętych ramion, żeby łatwiej móc zajrzeć mi w oczy.
– Spokojnie – szepną kojącym tonem. – Zabiorę cię tam – obiecał, a ja poczułam niewysłowioną ulgę.
Posłusznie skinęłam głową, kiedy kazał mi na siebie zaczekać. Obserwowałam go, kiedy pobiegł w stronę lasu, żeby móc się przemienić. Wkrótce tuż przede mną pojawił się tak dobrze mi znany rdzawo brązowy wilk, a ja bez wahania wspięłam się na jego grzbiet. Wciąż niespokojna, mocno objęłam go za szyję, wtulając twarz w miękkie futro na jego karku, żeby pewniej utrzymać się w pionie. Byłam teraz człowiekiem, więc tym bardziej musiałam uważać, żeby przypadkiem nie spaść.
Jacob ruszył przed siebie, mimo moich protestów biegnąć zdecydowanie wolniej niż zwykle. Dałam za wygraną i przymknąwszy oczy upajałam się pędem, pracą mięśni pod jego skórą i znajomym zapachem. Potrzebowałam ukojenia, a nikt nie mógł działać na mnie bardziej uspokajająco od Jacoba.
Nie miałam pewności, jak długo pędziliśmy przez las. Od dziecka wykorzystywałam Jake’a jako swój osobisty transport, więc było to tak znajomym doznaniem, że momentalnie zapomniałam o wszelakich troskach. Przynajmniej przez czas podróży nie myślałam o tym, gdzie zaraz się znajdę i nie zastanawiałam nad tym, co też może mnie tam czekać.
Poczułam, że Jake zaczyna zwalniać, co skutecznie mnie zaalarmowało. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że jesteśmy już naprawdę niedaleko. Strach ścisnął mnie na gardło, a panika wróciła, ale nie dałam niczego po sobie poznać.
– Proszę, zatrzymaj się – szepnęłam wilkowi do ucha. Spełnił moją zachciankę, a ja ostrożnie ześlizgnęłam się na ziemię. Zawahałam się, wciąż nie potrafiąc zmusić się do tego, żeby wyplątać palce z jego miękkiego futra. – Dalej chcę iść sama – poprosiłam, aż nazbyt świadom tego, że byłby gotów zaprotestować. – Jeśli nie wrócę w ciągu pięciu minut przyjdź po mnie, dobrze?
Szturchnął mnie pyskiem w ramię, co pewnie miało być wilczym „tak”, po czym uspokajająco otarł się o mój bok, żeby dodać mi otuchy. Uśmiechnęłam się słabo i ruszyłam w dalszą drogę, mimo obaw nie oglądając się za siebie. Nogi miałam jak z waty i kiedy znalazłam się na tyle daleko, żeby Jacob nie mógł mnie widzieć, zaczęłam się nawet obawiać, że jednak nie dam razy i z płaczem zawrócę. W sumie Carlisle obchodził się ze mną bardzo delikatnie i zastrzyki wcale tak nie bolały – to ja niepotrzebnie się spinałam, chociaż cały czas powtarzał mi, że powinnam się rozluźnić…
Nim się obejrzałam, usłyszałam cichy szum wody i już nie miałam wyboru. Przyśpieszyłam, po chwili wychodząc spomiędzy drzew wprost na znajomą polanę, która od tygodnia nawiedzała mnie w snach. Miejsce to wyglądało równie niewinnie, co za pierwszym razem, a widziane w świetle słonecznym wydało mi się bardziej przystępne.
Przystanęłam, mimo wszystko niezdolna do tego, żeby ruszyć się z miejsca. Chciałam zawrócić, ale…
Nie możesz, skarciłam się. Jacob zaraz tutaj przyjdzie, warknęłam, żeby łatwiej się zmobilizować i przestać nad sobą użalać.
Ostrożnie, zważając na każdy krok, podeszłam do źródełka. Spojrzałam na lekko wzburzoną taflę wody, dokładnie tak jak tamtej nocy, kiedy zostałam zaatakowana. Przez kilka sekund gotowa byłam przysiąc, że ponownie ujrzałam w niej odbicie tych oczu – krwistoczerwonych i tak bardzo głodnych –jednak złudzenie szybko zniknęło.
Z tym, że to nie był koniec.
Wspomnienia uderzyły we mnie z niesamowitą mocą, sprawiając, że aż zgięłam się wpół i upadłam na kolana. Wszystko wróciło, z tym, że to nie był koszmar z którego rodzice albo dziadkowie mogli zaraz mnie obudzić… Nie, skoro to była rzeczywistość. Jęknęłam, dygocąc na całym ciele i żałując, że poprosiłam Jacoba o coś tak idiotycznego. Przeżywanie wszystkiego jeszcze raz było największą głupotą, jaką mogłam zrobić. Wspomnienia stanęły mi przed oczyma prawie jak żywe i już nic nie mogło ich powstrzymać. Wyraźne i szczegółowe jak nigdy dotąd w snach, po prostu mnie przytłoczyły, przez chwilę nie pozwalając mi złapać oddechu.
Wampir. Ugryzienie. Wilki…
Śmierć.
Mocniej zacisnęłam powieki. Myślałam już, że zaraz oszaleję i nabrałam nawet powietrza do płuc, żeby zacząć krzyczeć, kiedy obrazy zniknęły. Cisza i spokój były tak przejmujące, że na moment zapomniałam o oddychaniu. Klęczałam po środku polanki, szlochając i obejmując się ramionami, teraz jednak czułam, że nic złego mi nie grozi. To był po prostu zwykły las, cichy i bezpieczny, zresztą tak jak zawsze do tej pory. Wiedziałam, że nikt nie mógł mnie skrzywdzić, ale…
Otworzyłam oczy, spodziewając się kolejnej dawki wspomnień, ale nic takiego się nie zdarzyło, ale nic podobnego nie miało miejsca. W ciszy klęczałam na małej polance, niedaleko źródełka w ostatnich promieniach słońca tak dobrze mi znany. Nie czułam nic, jakby zdarzenie sprzed kilku tygodni było co najwyżej snem, czy też raczej koszmarem, z którego właśnie się wybudziłam.
Koszmarem, który już na zawsze został wymazany z mojej pamięci – jak każdy niechciany sen, który po otwarciu oczu przechodził w zapomnienie. Chociaż właśnie tego przez cały chciałam, dopiero po chwili dotarło do mnie, że najpewniej się udało. Nie docierało to do mnie, ale…
Och.
Byłam wolna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz