1/03/2016

Rozdział V

Obudził mnie dźwięczny śmiech Alice. Wciąż zaspana, powoli usiadłam na łóżku, pierwszy raz od dawna czując się wyjątkowo dobrze. Najwyraźniej potrzebowałam po prostu porządnego snu, który w ostatnim czasie bynajmniej nie był mi dany i choć nie byłam zachwycona okolicznościami, w jakich przyszło mi zasnąć, musiałam przyznać, że chyba niepotrzebnie panikowałam, kiedy dziadek robił mi zastrzyk. Nie, skoro lekarstwo pomogło bardziej, niż wcześniej sobie wyobrażałam.
Mimo wszystko wolałam nie myśleć o minionym dniu. Chciałam w końcu pokazać bliskim, że wszystko już ze mną w porządku i nie muszę przez cały czas leżeć w łóżku. Z tego wszystkiego nie miałam nawet pojęcia, jaki mieliśmy dzień, nie mówiąc już o godzinie. No i oczywiście byłam ciekawa, co do tego stopnia ucieszyło Alice. W zasadzie czułam się do tego zdesperowana, żeby wyrwać się z domu, że chyba nawet gdyby chodziło o zakupy, chętnie zgodziłabym się ciotce towarzyszyć.
Wstałam, być może zbyt gwałtownie, bo wszystko dookoła mnie zawirowało. Zachwiałam się i pewnie bym upadła, gdyby nie tata, który nagle zmaterializował się obok, żeby w porę móc mnie pochwycić. Edward odczekał chwilę, dając mi okazję do złapania równowagi, po czym posadził z powrotem na łóżku, kucając przede mną, by upewnić się, czy wszystko w porządku.
– Ostrożnie – upomniał, przypatrując mi się uważnie i prawdopodobnie wsłuchując się w rytm mojego serca. Z wolna skinęłam głową, próbując się rozluźnić, żeby nie ryzykować, że jednak postanowi przytrzymać mnie na kolejny dzień w łóżku. – Będziesz musiała to znieść jeszcze przez kilka dni – usprawiedliwił się. – Byłaś chora, a teraz na dodatek jesteś człowiekiem. Chyba nie ma nic dziwnego w tym, że się martwimy. – Wyciągnął rękę, by móc odgarnąć mi włosy z twarzy. – Wczoraj wyglądałaś okropnie. Carlisle co kilka godzin przychodził sprawdzić, czy przypadkiem twój organizm źle nie zareaguje na leki.
Byłam wciąż nieco zaspana, ale nie na tyle, by nie skojarzyć niektórych faktów.
– Byłeś tutaj całą noc? – upewniłam się. Skinął głową, a ja mimowolnie się rozluźniłam, bo przecież od samego początku chciałam, żeby ze mną został. – Jak długo właściwie spałam? – zapytałam po chwili wahania.
– Trochę ponad dwanaście godzin, ale tak miało być. To tylko lekarstwo. – Uśmiechnął się do mnie czule. – Alice cię obudziła… Chcesz się jeszcze położyć? – zapytał, zupełnie machinalnie muskając dłonią moje czoło.
– Dobrze się czuję – zaprotestowałam. – Poza tym już nie chcę leżeć – dodałam, dla podkreślenia swoich słów raz jeszcze próbując stanąć na nogi. Tym razem poruszałam się o wiele ostrożniej, przekonana, że gdybym ponownie zasłabła, jak nic wylądowałabym w gabinecie dziadka na dodatkowych badaniach.
– Kochanie, wiesz, że to nie byłoby tobie na złość – przypomniał mi. – Może i wszyscy jesteśmy nieco nadopiekuńczy, ale po prostu nie wiemy, co o tym wszystkim myśleć. Wiem, że Carlisle do tej pory się zadręcza, że w porę nie zorientował się, co się dzieje i nie oszczędził ci bólu przemiany.
Westchnęłam, ostatecznie decydując się na milczenie. Żeby się czymś zająć, podeszłam do szafy, w pośpiechu przetrząsając jej zawartość. W tamtej chwili pragnęłam jedynie wziąć prysznic i przebrać się w jakieś świeże ubrania, bo wtedy z pewnością miałam poczuć się lepiej. Później zamierzałam znaleźć sobie zajęcie, byleby tylko nie ryzykować, że zostanę sam na sam ze swoimi myślami i wspomnienia kolejny raz mnie nawiedzą.
Czułam na sobie spojrzenie taty, który najwyraźniej wciąż nie ufał mi na tyle, żeby zostawić mnie samą. Byłam mu za to wdzięczna, choć cisza sprawiała, że czułam się naprawdę niezręcznie.
– A gdzie mama? – zapytałam, wyjmując z szafy jeden ze skomponowanych przez Alice, dość obiecująco wyglądających kompletów – jeansy i ładną błękitną tunikę.
Tata rozpogodził się, jakby od jakiegoś czasu czekał, aż zadam to pytanie i nie mógł doczekać się, by mi odpowiedzieć.
– Pojechała do La Push – wyjaśnił, a ja wymownie uniosłam brwi ku górze. – Wzięliśmy sobie do serca wczorajszą rozmowę. Jacob pewnie będzie zadowolony, kiedy się dowie, że lepiej się czujesz. Jedyny problem w tym, że jeszcze nie powiedzieliśmy mu o tym, co się stało z tobą – lepiej, żeby Bella zrobiła to osobiście, zanim tam pojedziesz. Pozostaje jeszcze kwestia tego, czy Carlisle się na to zgodzi, ale on również chce dla ciebie jak najlepiej, więc nie powinnaś się tym martwić – dodał z przekonaniem. – Idź się przebrać, kochanie. Będę czekać w kuchni, bo powinnaś coś zjeść.
– Jasne – zgodziłam się, wychodząc w raz z nim na korytarz. Zaraz zniknął na schodach, a ja ruszyłam w stronę łazienki.
Cieszyłam się, że w końcu zobaczę się z Jake’m, choć zarazem odrobinę bałam tego, jak zareaguje na fakt, że teraz jestem zwyczajnym człowiekiem. Jeśli miałam być szczera, bałam się, że teraz zacznie traktować mnie zupełnie inaczej, jakbym była kimś zupełnie innym. Jasne, nie przepadał za nieśmiertelnymi, bo ci pozostawali jego naturalnymi wrogami, ale mimo wszystko mógł przestać traktować mnie tak, jak do tej pory. Nade wszystko nie chciałam, żeby i on zachowywał się równie paranoicznie, co moi bliscy, bo tego na dłuższą metę bym nie zniosła.
Odświeżona, bez pośpiechu zeszłam na dół. Czułam się zdecydowanie lepiej, o ile w moim przypadku było to możliwe, tym bardziej, że z pewnością nigdy nie miałam przyzwyczaić się do ograniczonych zmysłów i mniejszej sprawności fizycznej. Już teraz zaczynałam tęsknić za wampirzą naturą i dawnym życiem, kiedy nie musiałam się przejmować chociażby czymś tak normalnym, jak regularne spożywanie posiłków czy chorobami. Od czasu przemiany niechętnie jadłam, co również martwiło rodziców. Oczywiście ludzkie produkty zaczęły mi smakować, ale nie miałam najmniejszej ochoty na ich spożywanie – jedynie strach przed tym, że Carlisle podłączy mnie do kroplówki i zacznie karmić dożylnie, były dla mnie mobilizacją. Teraz z kolei zamierzałam zrobić wszystko, byleby zacząć normalnie funkcjonować.
Tata czekał na mnie w kuchni z gotową jajecznicą. Nie rozumiałam dlaczego, ale miałam wrażenie, że on i mama mają jakąś słabość do tej konkretnej potrawy, choć przecież jako wampiry nie żywili się niczym innym prócz krwi. Oczywiście nie zamierzałam ich o to pytać, choć zauważyłam, że w odpowiedzi na moje myśli, Edward nieznacznie się uśmiechnął.
– Smacznego – rzucił, odsuwając mi krzesło. – Chyba teraz nie będziesz już narzekała, że próbujemy cię do czegokolwiek zmuszać, prawda? – zagadnął, nawiązując do tego, jak zawsze protestowałam, kiedy próbowali mnie nakłonić do ludzkiej diety.
Wywróciłam oczyma i skupiałam się na jedzeniu. Musiałam przyznać, że gotował zaskakująco dobrze jak na nieśmiertelnego, nic jednak nie miało sprawić, bym zapomniała smaku krwi. Wiedziałam, że teraz z pewności byłaby dla mnie ohydna i szkodliwa, ale trudno było tak po prostu przejść do porządku dziennego z tym, że miałabym całkowicie ją odrzucić.
Kończyłam właśnie śniadanie, kiedy w końcu pojawiła się wyraźnie zadowolona mama. Musiała dostrzec, że wyglądam zdecydowanie lepiej, bo pośpiesznie ucałowała mnie w czoło. Wręcz promieniała, co z miejsca zaczęło udzielać się również mnie, tym bardziej, że mogło oznaczać tylko jedno.
– Cześć, Nessie – przywitała się. – Jak się czujesz? Nie wiem, czy tata ci mówił, ale…
– Rozmawiałaś z Jacobem – dokończyłam za nią, chcąc żeby przeszła do rzeczy. – Więc jak? Będę mogła do niego pojechać? – zapytałam, wręcz nie mogąc się doczekać, aż będę mogła wyrwać się z domu. – Dobrze się czuję – zapewniłam, z opóźnieniem przypominając sobie o jej pytaniu
– Jacob jest zachwycony – zapewniła mnie. – Martwił się. Oczywiście był w szoku, kiedy dowiedział się, jak zadziałał jad, ale szczególnie się tym nie przejął. Teraz po prostu chce cię zobaczyć.
– Więc? – naciskałam, niemal podskakując na krześle. – Chcę tam pojechać – poprosiłam, coraz bardziej podekscytowana. – Wiesz, że zawsze chciałam zobaczyć La Push.
Co było mi po opowieściach jej czy Jacoba, skoro pakt zabraniał nam przekraczać granicę? Od zawsze chciałam zobaczyć słynny klif, morze, błękitne płomienie ogniska rozpalonego z pomocą nasyconych solą morską kawałków drewna… Czułam się lepiej na samą myśl, przez co tym bardziej zależało mi na wyjeździe. Chciałam tego i naturalnie obecności Jacoba oraz jego przyjaciół.
– Jake chciałby cię zabrać już teraz, ale poprosiłam go, żeby przyjechał dopiero koło piątej – wyjaśniła mi, co pewnie miało znaczyć „tak”. – Wcześniej chciałam, żeby Carlisle cię zbadał i stwierdził, czy wszystko jest w porządku – dodała i to wystarczyło, żeby mój entuzjazm momentalnie przygasł.
– Musi? – skrzywiłam się. – Mamo, proszę. Mówiłam wam już, że dobrze się czuję – powtórzyłam.
Nie miałam nic przeciwko temu, żeby dziadek mnie badał – ufałam mu, nawet jeśli ewentualnych testów po prostu się bałam – ale przecież cały czas byłam pod jego opieką. Gdyby coś było ze mną nie tak, już dawno by to zauważył i zareagował.
– Wiem, kochanie, ale lepiej będzie, jeśli to sprawdzimy – wyjaśnił mi pośpiesznie tata, aż nazbyt dobrze zdając sobie sprawę z tego, co działo się w mojej głowie. – I tak chciał z tobą porozmawiać o tym, co stało się wczoraj, więc… Chodź, Nessie. Zobaczysz, że to potrwa tylko kilka minut – zapewnił, kładąc mi dłoń na ramieniu. – Obiecuję, że dłużej nie będzie cię męczył.
Uznałam, że nie mam większego wyboru, więc posłusznie zsunęłam się z krzesła, pozwalając tacie zaprowadzić się na górę. Chociaż czułam się zaniepokojona, stwierdziłam, że pójdę sama. Nie zaprotestował, zostawiając mnie więc przed gabinetem doktora, przed odejściem całując mnie krótko w czoło i zapewniając, że wszystko będzie w porządku.
Zawahałam się, zanim weszłam do środka, przez dłuższą chwilę stojąc i bez myślnie wpatrując się w zamknięte drzwi. Kiedy zostałam sama, nie byłam już taka pewna, tym bardziej, że naprawdę uważałam, że badania nie są konieczne. Czułam się dobrze, może pomijając fakt, że byłam człowiekiem, a tego raczej nie trzeba było sprawdzać.
Westchnęłam, po czym w końcu zapukałam i zajrzałam do środka. Dziadka jeszcze nie było, ale dostrzegłam, że wszystko było już gotowe, choć nie spodobało mi się to. Sprzęt, którego używał, kiedy byłam nieprzytomna, jeszcze nie zniknął z domu, przez co przytulny zazwyczaj pokój przypominał mi bardziej gabinet lekarski niż znajomą bibliotekę. To na pewno miało ułatwić sprawę, poza tym oszczędzało mi konieczności wizyty w szpitalu, ale i tak w jednej chwili zapragnęłam stamtąd uciec.
– Nessie…
Zaskoczona, aż podskoczyłam i omal nie wrzasnęłam, kiedy nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Moi bliscy poruszali się teraz w sposób dla mnie niesłyszalny, więc najzwyczajniej w świecie Carlisle’a nie zauważyłam.
– Przepraszam. Przestraszyłem cię, kochanie? – zreflektował się, uważnie lustrując mnie wzrokiem.
– Zamyśliłam się – wyjaśniłam pośpiesznie. – Dziadku, to konieczne? – zapytałam, nie mogąc się powstrzymać. Niechętnie obejrzałam się na sprzęt w gabinecie, bynajmniej nie paląc się do tego, żeby wejść do środka.
– Powinniśmy skontrolować, czy wszystko jest w porządku – wyjaśnił mi, powtarzając mniej więcej to, co wcześniej rodzice. – Nic się nie bój, Nessie. Po prostu usiądź i spróbuj się rozluźnić – zachęcił, podprowadzając mnie do rozkładanego fotela w swoim gabinecie.
Ulżyło mi, bo bałam się, że będę musiała się położyć na szpitalnym łóżku, które zajmowałam wcześniej. Posłusznie spełniłam polecenie, a doktor wyregulował mebel tak, że znalazłam się w pozycji wpół leżącej, żeby było mi wygodniej.
– Jak się czujesz? – upewnił się. – Wiem, że wczoraj bardzo nie chciałaś tych środków, ale chyba mimo wszystko trafiliśmy z dawką, prawda? – zagadnął, żebym trochę się uspokoiła.
Badania faktycznie nie trwało długo i właściwie nie różniły się od tych, którym poddał mnie, kiedy zaczęłam gorączkować, z tym tylko wyjątkiem, że nie widział powodu, by ponownie sprawdzać moją krew. Przede wszystkim zadawał mi pytania, co zdecydowanie mnie uspokoiło, bo bałam się, że będzie chciał sprawdzić mój stan z pomocą jakiegoś skomplikowanego sprzętu. Spięłam się dopiero, kiedy Carlisle chciał obejrzeć moją rękę. Sama prawie o niej zapomniałam, bo rana przestała już boleć, ale martwiłam się, że przy naruszeniu ramię znów zacznie dawać mi się we znaki. Nic podobnego nie miało miejsca, a ja szybko przekonałam się, że jedyne wspomnienie całego zajścia, stanowiła teraz cienka blizna w kształcie półksiężyca, która jeszcze niejednokrotnie miała mi o wszystkim przypomnieć. Żałowałam, że nie da się niczego z nią zrobić, ale pocieszał mnie fakt, że ślad nie znajdował się w mało widocznym miejscu i łatwo było go ukryć pod ubraniem.
– Wszystko jest w porządku – zapewnił mnie, uśmiechając się. – Mimo wszystko będę cię obserwować przez jeszcze kilka dni, ale nie widzę powodu, żeby nie pozwolić ci wychodzić z domu. – Zamilkł, po czym zajrzał mi w oczy. – Gdyby coś złego się działo, nie ukrywaj tego przed nami, kochanie – upomniał mnie. – Nie masz już takiej odporności jak wcześniej, więc gdybyś coś złapała, lepiej żeby zareagować jak najszybciej, zanim całkiem się rozchorujesz.
– Wiem – westchnęłam, krzywiąc się. Ten nowy stan rzeczy wcale mi się nie podobał. – Dziadku… – zaczęłam i zawahałam się, bo od jakiegoś czasu chciałam go o coś zapytać. Nie byłam po prostu pewna, jak on czy rodzice mogą na ten pomysł zareagować.
– Tak? – zachęcił mnie. – Co się dzieje, kochanie? – zapytał ciepłym tonem, który zawsze mnie uspokajał.
– Po prostu… Dziwnie się w tym wszystkim czuję – wyznałam, ostrożnie dobierając słowa – Czy kiedyś… niekoniecznie teraz, ale kiedyś – podkreśliłam – nie moglibyście po prostu zamienić mnie w wampira? – zapytałam wprost, w końcu to z siebie wyrzucając.
Przyjrzał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, przez co szybko pożałowałam swojego pytania. Rozejrzałam się niespokojnie po pokoju, pragnąć po prostu stąd wyjść.
– Nessie – odezwał się w końcu, ujmując mnie pod brodę, przez co chcąc nie chcąc musiałam spojrzeć mu w oczy. – Kochanie, wiesz, że decyzja będzie należeć do ciebie – wyjaśnił, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. – To oczywiste, że dla kogoś, kto od początku był niezwykły – uśmiechnął się do mnie – nagła zmiana jest ciężka i źle się w tym wszystkim czujesz. Ale z drugiej strony, takiej decyzji nie powinnaś podjąć pochopnie – upomniał mnie. – Jeśli będziesz pewna, możemy taki zabieg przeprowadzić w każdej chwili, ale powinnaś wziąć kilka rzeczy pod uwagę. Po pierwsze, mam wątpliwości, czy jesteś w tym momencie gotowa na tak wielki ból, tym bardziej, że dopiero doszłaś do siebie po wcześniejszej przemianie. A po drugie, wtedy będziesz w pełni nieśmiertelna, co niestety bezpowrotnie zatrze twoje ludzie cechy.
– To znaczy? – zapytałam, nie do końca wiedząc, co miał w tym momencie na myśli. O bólu starałam się nie myśleć, woląc wierzyć, że ten byłabym w stanie jeszcze jakoś wytrzymać, nawet jeśli na samo wspomnienie chciało mi się płakać.
– Wiesz, że obserwuję cię odkąd się urodziłaś – przypomniał mi łagodnie. – Rosłaś szybciej, ale przy tym rozwijałaś się prawidłowo. Również tyczyło się to cyklu miesiączkowego, więc w przeciwieństwie do wampirzyc, twój organizm byłby przystosowany do ewentualnej ciąży – wyjaśnił, a ja zamarłam, w końcu pojmując sens jego słow. – Mogłaś, a teraz tym bardziej możesz zostać matką, Nessie. Nie było powodów, żeby wcześniej o tym z tobą rozmawiać, bo jesteś jeszcze dzieckiem, ale skoro bierzesz pod uwagę przemianę, powinnaś wiedzieć, jakie to niesie ze sobą konsekwencję – westchnął, po czym ucałował mnie w czoło. – Daj sobie trochę czasu, dobrze? – zaproponował, bo oszołomiona zupełnie nie miałam pojęcia, jak odnieść się do jego słow. – Chodź, zejdziemy na dół. Jacob powinien niedługo po ciebie przyjechać – przypomniał mi.
Jacob… To na nim postanowiłam się skupić, bowiem nie byłam gotowa na roztrząsanie tego, co właśnie wytłumaczył mi dziadek. Zdecydowanie łatwiej przychodziło mi myśleć o staniu się wampirem, kiedy nie brałam pod uwagę tego, że to nie będzie sposób na powrót do wcześniejszego stanu. Nigdy nie miałam być znów hybrydą, mogąc co najwyżej zdecydować się na bycie człowiekiem lub w pełni nieśmiertelną. Czegokolwiek bym nie wybrała, obie opcje równały się poważnym zmianom.
A ja nie byłam gotowa na żadne z nich.

Choć wizyta w La Push zdecydowanie bardziej spodobałaby mi się, gdybym wciąż dysponowała wyostrzonymi zmysłami, byłam zachwycona. Zapach morskiej soli odurzał, zaś widok wzburzonej wody i rozciągającej się nad nią klifu, dosłownie zapierał dech w piersiach. Czułam się trochę jak mała dziewczynka, kiedy zdecydowanie wyprzedziłam Jacoba, zachwycając się każdym detalem tego, co dla niego przecież było codziennością.
Jake również okazał się nadopiekuńczy, ale – w przeciwieństwie do moich bliskich – zaskakująco dobrze przyjął to, że byłam człowiekiem. Wydawał się wręcz zachwycony, co w jakimś stopniu mnie bolało, dręcząc bardziej niż cokolwiek innego Jak mógłby zareagować, gdybym zdradziła mu, o czym rozmawiałam z dziadkiem? Oczywiście nie miałam takiego zamiaru, ale to była niepokojąca perspektywa.
– Nessie, Nessie... – Nagle znalazł się tuż za mną i chwyciwszy mnie w ramiona, okręcił się dookoła. Pisnęłam i roześmiałam się, momentalnie zapominając o problemach. – Dawno ta plaża nie wyglądała mi na tak piękną – przyznał, a ja się zarumieniłam.
Ucieszyłam się, że nie widział mojej twarzy, choć kiedy w końcu znów postawił mnie na ziemi, mogłabym przysiąc, że rumieńce jeszcze nie zniknęły. Nawet jeśli je zauważył, nie skomentował mojej reakcji nawet słowem.
– Wejdźmy na klif – zaproponowałam, żeby zmienić temat. – Proszę, obiecałeś mi ognisko – przypomniałam, uśmiechając się promiennie, by go przekonać.
Bałam się, że mi odmówi, ale on po prostu chwycił mnie za rękę i poprowadził wzdłuż plaży. Często chodziliśmy w ten sposób – zwykła para przyjaciół – dziś jednak ten gest dziwnie mnie skrępował. Może to z powodu długiej przerwy, bo nie widzieliśmy się prawie dwa tygodnie, albo wciąż czułam się nieswojo z tym, że byłam równie zwyczajna, co każdy normalny człowiek.
Z tym, że Jake również wyglądał na spiętego i jakby zamyślonego. Kurczowo ściskał moją dłoń, kiedy znaleźliśmy się na niewielkiej ścieżce znikającej w głębi lasu. Zauważyłam, że droga pnie się nieco pod górkę, co pomogło mi uświadomić sobie, że zamierza spełnić moją prośbę. Jedynym problemem pozostawało to, że nadal milczeliśmy.
– Nessie… – zaczął nagle, a ja drgnęłam, skuteczne wyrwana z letargu. – Pamiętasz o czym rozmawialiśmy, kiedy ostatnio u ciebie byłem? – zapytał, choć widać niechętnie wspominał moment, kiedy leżałam rozpalona, dosłownie kilka minut przed początkiem koszmaru przemiany.
Zmarszczyłam czoło. Niezbyt dobrze pamiętałam to, co działo się przed pierwszym atakiem bólu, ale mimo wszystko coś mi świtało.
– O pakcie? – zapytałam w końcu. – Zaprosiłeś mnie do La Push i powiedziałeś, że możemy…
Pokręcił głową.
– O tym też, ale potem o coś cię poprosiłem. Zirytowałaś się, że nie chcę ci czegoś wyjaśnić – drążył, wciąż uważnie mi się przypatrując. – No, przypomnij sobie – zachęcił.
Potrzebowałam dłuższej chwili, ale w końcu zorientowałam się o co mu chodził. Poszczególne wspomnienia okazały się odległe i jakby zamazane, ale ten konkretny moment akurat dobrze zapadł mi w pamięci.
– Ach, wpojenie – wyszeptałam i to wystarczyło, żebym poczuła się jeszcze bardziej zmieszana. – Przepraszam, nie zapytałam… Ale może to nawet lepiej. Wtedy się wywinąłeś, więc teraz musisz mi powiedzieć – stwierdziłam, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.
– Cholera, nie tak to miało być – westchnął, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Ale teraz wszystko mi jedno. Widzisz, wszystko sprowadza się do jednej z naszych plemiennych legend. Wpojenie… Kurczę, jak najlepiej ci to wytłumaczyć? – jęknął, po czym odsunął się ode mnie, by uważniej móc mi się przyjrzeć. – Ja… To jest jak grom z jasnego nieba – oznajmił bez ogródek, a ja zesztywniałam. – Jak miłość od pierwszego wejrzenia. – Nagle urwał i wziąwszy kilka głębszych wdechów, zaczął raz jeszcze: – To jest tak, że kiedy ją widzisz, wszystko się zmienia. W jednej chwili nic już nie ma znaczenia – ty, bliscy, twoje upodobania i marzenia… Wszystko to przestaje istnieć, bo od tego momentu liczy się jedynie ona. Ta jedyna, jej szczęście i dobro… Jej bezpieczeństwo. I to, żeby za wszelką cenę była szczęśliwa.
Mówił, a w jego głosie wyczuwałam tak wielkie zaangażowanie i jednocześnie podenerwowanie… To nie było do niego podobne i początkowo zbiło mnie to z pantałyku. Nie miałam jednak wątpliwości co do tego, że skądkolwiek owo wpojenie się wzięło, było czymś równie prawdziwym, co wampirzy czy zmiennokształtni – i że być może wszystko sprowadzało się do tego, że właśnie go doświadczył.
Serce zabiło mi szybciej, chociaż sama nie byłam pewna dlaczego.
– Mówisz, jakbyś znał to uczucie – zauważyłam cicho, odwracając wzrok.
Momentalnie poczułam strach silniejszy niż cokolwiek innego. Jake był moim przyjacielem od samego początku, a ja traktowałam go niemal jak brata… Kogoś, kto był mi bliski – na dobre i na złe, niezależnie od wszystkiego. Miałam go, co przez całe lata wydawało mi się równie oczywiste, co uczucia, którymi go darzyłam – rodzaj miłości, który…
Ale wpojenie mogło mi go odebrać.
Zadrżałam, nagle zaniepokojona. Jak przyjęłabym to, że w jednej chwili straciłam nie tylko nieśmiertelną połówkę, ale i najbliższego przyjaciela, którego… kochałam?
Boże, co jeśli on faktycznie się wpoił…?
Jacob uparcie na mnie patrzył – czułam na sobie jego wzrok, choć nie miałam dość odwagi, by na niego spojrzeć. Chciałam, żeby w końcu przerwał panującą ciszę, ale jednocześnie też się tego bałam.
Nie, jeśli miałby mi do powiedzenia, że…
– Masz rację, znam – potwierdził w końcu i to wystarczyło, żeby moje serce niemalże się zatrzymało. – To ty jesteś moim wpojeniem, Renesmee.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz