1/02/2016

Rozdział IV

Powoli odzyskiwałam świadomość. Echo bólu wydawało się niczym w porównaniu z towarzyszącym mi nie tak dawno cierpieniem, ale i tak ledwo mogłam się ruszyć. Co więcej, bałam się, ogarnięta niepokojącym wrażeniem, że jeśli choćby wezmę głębszy wdech, agonia powróci i wszystko zacznie się na nowo. Sama nie byłam pewna, co właściwie się dopiero co stało, ale za nic w świecie nie chciałam przechodzić tego jeszcze raz.
To dotyk powrócił do mnie jako pierwszy, uświadamiając mi, jak bardzo jestem obolała. Mimo wszystko uznałam, że to lepsze od tego, co czułam jakiś czas temu. Byłam wręcz skłonna stwierdzić, że lekkie pulsowanie mięśni i chłód, który raz po raz muskał moje czoło, mogłyby okazać się niemalże kojące, jeśli tylko dałyby mi gwarancje na to, że raz na zawsze zdołałam uciec od dotychczasowego koszmaru. Chyba wszystko było lepsze od palącego jadu, który rozlewał się po moim ciele.
Nie miałam siły na to, żeby otworzyć oczy, ale byłam świadoma, że przebudzenie jest coraz bliżej. Czułam, że leżę na czymś miękkim i wygodnym, okryta czymś ciepłym, co również okazało się miłą odmianą. Z czasem zorientowałam się również, że towarzyszą mi ciche głosy, choć nie mogłam skoncentrować się na sensie wypowiadanych słów, bo w tle coś irytująco pikało.
– Nessie? – Rozpoznałam głos taty. On pierwszy zauważył, że jestem świadoma, co zresztą wcale nie wydawało mi się dziwne, biorąc pod uwagę jego zdolności. – Słońce, słyszysz mnie? Wszystko jest w porządku – zapewnił kojącym tonem.
Poczułam nacisk na czole, co pewnie znaczyło, że mnie pocałował. Zadrżałam od różnicy temperatur i cicho jęknęłam, bo nawet tak drobny ruch sprawił mi ból.
– Słyszy – zapewniła z przekonaniem Alice. – Ale otworzy oczy dopiero za kilkanaście sekund – dodała spokojnie, jak zwykle w pełni ufając swoim wizjom.
Z pewnym opóźnieniem dotarło do mnie, że ze stwierdzeniem ciotki coś jest nie tak. Może i byłam ledwie świadoma tego, co dzieje się wokół mnie, ale doskonale pamiętałam, że dziewczyna od samego początku nie miała wizji ze mną związanych – znikałam z jej widzeń, podobnie jak zmiennokształtni, co bardzo ją irytowało, choć powoli zaczynała się z tym oswajać. Co się zmieniło, skoro tak nagle zaczęła twierdzić, że ja…?
– Renesmee, kochanie, spójrz na mnie – poprosiła mama, zachęcona słowami szwagierki. Zaczęłam pojmować, że to ona najprawdopodobniej cały czas głaska mnie po twarzy, poddenerwowana tym, co się ze mną działo. – Carlisle, może…
– Nic jej nie jest – zapewnił ją doktor. – Daj małej chwilę, skoro tego potrzebuje. Nie powinna się teraz przemęczać – wyjaśnił, próbując ją uspokoić.
Byłam mu wdzięczna, bo faktycznie potrzebowałam kilku kolejnych sekund, by spróbować dojść do siebie. Niepewnie otworzyłam oczy i zaraz je zamknęłam, nieprzyzwyczajona do zalewającego pokój światła. Nie usłyszałam, by ktokolwiek w pokoju się poruszył, ale chwilę później doszedł mnie dźwięk zaciąganych zasłon, więc zaryzykowałam ponowienie próby. Tym razem przyszło mi to o wiele łatwiej, a ja zamrugałam kilkakrotnie, czekając aż wszystko przybierze na ostrości, pozwalając mi rozejrzeć się dookoła. Moja uwaga natychmiast skoncentrowała się na nachylonej nade mną mamie, a ta pośpiesznie wyciągnęła ramiona, żeby móc mnie uściskać.
– Nareszcie – odetchnęła, obejmując mnie w taki sposób, by sprawiać mi jak najmniej bólu. Szybko obie przekonałyśmy się, że to niemożliwe, więc wampirzyca wycofała się, nie chcąc przypadkiem zrobić mi krzywdy. – Jak się czujesz? – zapytała czule, dla odmiany wtulając się w tatę. On również przypatrywał mi się z troską.
Miałam im odpowiedzieć, ale nie potrafiłam zebrać myśli, zbyt oszołomiona i łatwa do rozproszenia. Kolejny raz zwróciłam uwagę na irytujące pikanie, które słyszałam już wcześniej, a które stopniowo zaczynało doprowadzać mnie do szału. Rozejrzałam się po pokoju, chcąc ustalić jego dźwięk i zrozumieć, gdzie właściwie jestem, aż nazbyt świadoma tego, że nie byłam w swoim pokoju.
Leżałam na wąskim łóżku z metalowymi barierkami, co nieco mnie zaniepokoiło, najbardziej jednak wystraszyłam się, kiedy zobaczyłam liczne kabelki, którymi byłam podpięta do stojącego obok monitora. Nie potrzebowałam szczególnego skupienia, żeby zorientować się, że to właśnie on wydawał denerwujący mnie dźwięk, do mnie zaś z pewnym opóźnieniem dotarło, że kontrolował pracę mojego serca. Jakby tego było mało, w skórę miałam wbitą kroplówkę, co tym bardziej nie przypadło mi do gustu. W tamtej chwili wyrwał mi się cichy jęk, a dźwięk, który wydawała maszyna, stał się nieco bardziej uciążliwy, zdradzając moje podenerwowanie.
– Dziadku… – wyrwało mi się. Mój głos zabrzmiał niemalże płaczliwie, a ja rozejrzałam się dookoła, szybko odnajdując doktora wzrokiem.
– Leż spokojnie, skarbie. Wszystko jest w porządku – uspokoił mnie, sprawdzając wyniki na monitorze. – To dla twojego dobra. Jeśli znów ci się nie pogorszy, niedługo to od ciebie odłączę – obiecał mi i zrozumiałam, że pod tym jednym względem przynajmniej tymczasowo nie miałam niczego do powiedzenia. – Pamiętasz, co się stało? – zapytał łagodnie, podając mi szklankę wody, która stała na stoliku przy łóżku.
Pokręciłam przecząco głową, nie zamierzając go okłamywać. Nie zaprotestowałam, kiedy uniósł mnie delikatnie, bym mogła się napić. Woda mi odpowiadała, tym bardziej, że dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo czułam się spragniona.
Carlisle zawahał się, wyraźnie czymś zmartwiony.
– Nic nie pamiętasz? – zaniepokoił się, gdy tylko z powrotem ułożyłam się na łóżku. Dla pewności przycisnął swoją chłodną dłoń do mojego czoła, żeby sprawdzić, czy nie miałam gorączki.
– Tylko ból – sprostowałam, bo tego akurat zapomnieć nie mogłam. Każdy ruch wydawał się być echem wcześniejszego cierpienia. – Gdzie jestem? – zapytałam, chcąc w końcu pewne rzeczy ustalić.
– W moim gabinecie – uspokoił mnie Carlisle. – Nie było sensu zabierać cię do szpitala, tym bardziej, że nie mieliśmy pojęcia, czego można się spodziewać po twoim stanie. Łatwiej było zorganizować wszystko na miejscu – wyjaśnił, a ja mimowolnie się rozluźniłam.
Jakkolwiek by nie było, jego wyjaśnienia satysfakcjonowały mnie tylko po części, bowiem wciąż nie miałam pojęcia, co takiego się wydarzyło. Jedynym, co widziałam, kiedy próbowałam przywołać wspomnienia sprzed godzin agonii, była rozmowa z Jacobem i to, że zrobiło mi się słabo.
– To ile właściwie...? – zaczęłam, chcąc dowiedzieć się jak dużo straciłam, ale na moje niedokończone pytanie odpowiedziała tata.
– Tylko kilka godzin – wyjaśnił.
Wypuściłam powietrze ze świstem, sama niepewna tego, co powinnam o tym wszystkim sądzić. To nie brzmiało aż tak źle, jak mogłoby mi się wydawać, ale mimo wszystko byłam gotowa przysiąc, że nadal nie mówili mi wszystkiego. Kiedy na dodatek zauważyłam, że dziadek spojrzał na tatę znacząco, a ten w odpowiedzi kiwa nieznacznie głową, nabrałam pewności, że moja teoria była słuszna. Choć czułam się zmęczona, ta niesłyszalna wymiana zdań mi nie umknęła, a ja nie zamierzałam tak po prostu jej zignorować.
– Co się dzieje? – zażądałam wyjaśnień. Przecież w tym wszystkim tak naprawdę chodziło o mnie, więc tym bardziej powinni byli mi powiedzieć.
– Nessie… – westchnął tata. Czułam, że nie był zachwycony perspektywą prowadzenia ze mną jakiejkolwiek rozmowę.
– To nic takiego, kochanie, a ty powinnaś odpocząć – stwierdził cicho mama. – Wszystko jest już w porządku, więc…
– Ale coś się dzieje, tak? – przerwałam jej, coraz bardziej poirytowana.
Dla lepszego efektu spróbowałam się podnieść, ale okazało się to marnym pomysłem, o czym przekonałam się z chwilą, w której tylko spróbowałam się poruszyć. Jęknęłam, ostatecznie rezygnując, tym bardziej, że Edward dla pewności chwycił mnie za ramię, chcąc przypilnować, żebym nie ruszała się z miejsca.
– Cii… – Tata pogłaskał mnie po policzku. – Nie powinnaś się denerwować. Sama widzisz, że nie jesteś w najlepszej formie – zauważył spokojnie, a ja chcąc nie chcąc musiałam przyznać mu rację.
Otworzyłam usta, mimo wszystko zamierzając się kłócić, jednak ubiegł mnie Carlisle, decydując się zapanować nad całym towarzystwem, żebym niepotrzebnie się nie denerwowała. Mimo wszystko poczułam satysfakcję, bo wiedziałam, że doktor zrobi wszystko, bylebym jak najszybciej wróciła do siebie. W takim wypadku istniała możliwość, że jego szybciej uda mi się przekonać do powiedzenia mi całej prawdy.
– Alice, dopilnuj proszę, żeby nikt się tutaj nie kręcił. Nessie musi teraz odpocząć – zwrócił się do przybranej córki. Dziewczyna niechętnie, wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Usłyszałam jakieś głosy z korytarza, co pewnie znaczyło, że zgodnie z prośbą ojca zdecydowała się przepędzić resztę tkwiącego pod gabinetem towarzystwa. – Kochanie – zwrócił się do mnie Carlisle – jest coś, o czym powinnaś wiedzieć, ale mimo wszystko lepiej byłoby, gdybyś wcześniej spróbowała się przespać. Potrzebujesz snu.
– Teraz tym bardziej nie zasnę – zapowiedziałam, uparcie mu się przypatrując. Teraz, kiedy wiedziałam, że coś jest na rzeczy, nie wyobrażałam sobie, że miałabym tak po prostu się rozluźnić.
Carlisle westchnął i z wahaniem spojrzał na kroplówkę, jakby rozważając, czy nie podać mi czegoś na sen z jej pomocą. Cokolwiek chodziło mu po głowie, ostatecznie zrezygnował, zwłaszcza, że spojrzałam na niego przerażona.
– W porządku – zgodził się niechętnie. – Ale masz spokojnie leżeć i się nie denerwować, jeśli chcesz, żebym cokolwiek ci wyjaśnił. Na początku postaraj się zrozumieć, że chcę dla ciebie jak najlepiej i próbuję zrobić wszystko, byś wróciła do zdrowia – powiedział, starannie dobierając słowa.
Nie zrozumiałam, dlaczego mi to mówił. Przecież dobrze wiedziałam, że nie dałby mi zrobić krzywdy i starał się mi jakoś pomóc, nawet nie wiedząc co właściwie mi dolega, dlatego potulnie skinęłam głową, chcąc jak najszybciej zrozumieć, co się wokół mnie dzieje.
Dziadek odczekał chwilę, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku, a ja jestem wystarczająco przypomną, żeby skupić na nim wzrok. Dopiero wtedy pokusił się o to, żeby mówić alej:
– Nie jestem do końca pewien, dlaczego jad zadziałał z opóźnieniem – przyznał i wyczułam, że ta myśl nadal nie dawała mu spokoju. – Wiem, kochanie, że to musiało być dla ciebie trudne – najpierw osłabienie i gorączka, później ten ból… Nigdy się z czymś takim nie spotkałem, bo jesteś jedynym pół-wampirem, którego mam okazję obserwować, a przecież wcześniej nie chorowałaś. Tym trudniej było ocenić, jak wpłynie na ciebie jad wampira, skoro zaraz po ataku nie zaczęłaś się przemieniać i od początku byłaś w połowie nieśmiertelną. Tak jak ci wcześniej mówiłem, twój organizm sam się bronił, więc wydawało mi się, że próby oczyszczenia twojej krwi będą bolesne i bezsensowne.
Urwał na chwilę, dając mi możliwość przeanalizowania jego słów. Wciąż byłam zmęczona i kojarzenie pewnych faktów przychodziło mi z trudem, ale tyle akurat zrozumiałam.
– Przecież nie jestem wampirem – zauważyłam przytomnie, nie chcąc przyjąć ewentualnej przemiany do wiadomości.
Po pierwsze, gdybym była w pełni nieśmiertelną, nic by mnie nie bolało – już samo to wykluczało możliwość tego, że jad w ogóle zadziałał. Po drugie, moje serce przestałoby bić, a przecież doskonale słyszałam jego rytm dzięki tym wszystkim urządzeniom, do których popodpinał mnie Carlisle. Już nie wspominając o kroplówce, której przecież nie mógłby mi podpiąć, gdybym…
– Daj mi skończyć – skarcił mnie łagodnie. – W tym właśnie sęk, że jad zadziałał zupełnie inaczej, niż przewidywaliśmy. Sam nie jestem pewien jak to się stało, ale…
Zawahał się, niepewien, a mnie prawie że trafił szlag. Wiedziałam, że chce zaoszczędzić mi nerwów, ale przez panującą ciszę czułam się jeszcze bardziej wystraszona.
– Po prostu zadziałał odwrotnie – wyjaśnił mi w końcu tata, decydując się ułatwić ojcu zadanie. – Ale wszystko jest w porządku, kochanie, naprawdę…
Dopiero po chwili zrozumiałam, co właściwie do mnie mówi.
– To znaczy… – Urwałam, nagle czując się tak, jakby mówili do mnie w innym języku. – To znaczy, że jestem…? – zaczęłam, wciąż mając nadzieję, że zwyczajnie coś przekręciłam.
– Człowiekiem. – Dziadek rozwiał moje wątpliwości. – Nie mamy pojęcia, jak to się stało, Nessie – rzucił niemalże przepraszającym tonem. – Trudno było stwierdzić, jak wpłynie na ciebie jad, tym bardziej, że ty… Dalej nie mamy pewności, co o tym wszystkim myśleć, bo to równie dobrze mogła być indywidualna cecha tego konkretnego wampira – rodzaj daru, który pozwalał mu odwrócić przemianę.
Być może tłumaczył mi coś jeszcze, ale już właściwie nie słuchałam. Leżałam jak sparaliżowana, bezskutecznie próbując sobie to wszystko poukładać. Do tej pory wydawało mi się, że jestem rozkojarzona przez zmęczenie, ale w tamtej chwili przyszło mi do głowy, że faktyczna przyczyna mogła być zgoła inna. Co jeśli miało być tak cały czas, bowiem moje zmysły i umysł nie były już tak sprawne, jak u istoty nieśmiertelnej? Jak miałam się do tego przyzwyczaić, nie wspominając już o tym, że nie tylko mnie taki stan rzecz mógł poważnie skomplikować życie?
– Jakoś sobie z tym poradzimy – obiecała mama, głaskając mnie po czole. – Na razie ważne, żebyś poczuła się lepiej – dodała, próbując zasugerować mi, że sen byłby dla mnie najlepszy w tym momencie.
– Tak, ale… – Wyciągnęłam drżącą dłoń w jej stronę. – Chcę coś sprawdzić.
To tata pierwszy zorientował się, co chcę zrobić i nachylił się nade mną, żebym się nie wysilała. Musnęłam palcami jego twarz, próbując przekazać pierwszą myśl, jaka tylko przyjdzie mi do głowy, chociaż podświadomie czułam, że to bez sensu. Że nie mam na co liczyć przekonałam się na krótko przed tym, jak pokręcił przecząco głową. Opadłam na łóżko, czując pieczenie pod powiekami i ledwo powstrzymując łzy frustracji.
– Nie płacz. – Mama zaraz rzuciła się mnie pocieszać. – Na razie spróbuj zasnąć, proszę. Porozmawiamy jeszcze, kiedy będziesz czuła się lepiej.
Chciałam jeszcze protestować, ale doszłam do wniosku, że to nie ma sensu. Posłusznie ułożyłam się na łóżku, przymykając oczy i jednak licząc na to, że uda mi się zasnąć. Zauważyłam jeszcze, że mama pocałowała mnie w czoło, po czym razem z Edwardem wyszła z gabinetu. Jedynie doktor został jeszcze na chwilę, żeby zmienić mi kroplówkę, ale prawie nie zwróciłam na to uwagi – jak długo nie próbował mnie kłuć, mogłam chyba uznać, że jest w porządku.
Nie byłam pewna, co tym razem mi podał, ale zadziałało, bo nagle poczułam się jeszcze bardziej senna i po prostu odpłynęłam.

Zaskakująco szybko dochodziłam do siebie, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, kim byłam. Już po dwóch dniach czułam się na tyle dobrze, żeby próbować wstawać, ale oczywiście nie miałam na co liczyć. Dziadek wolał przytrzymać mnie na obserwacji do końca tygodnia, prawdopodobnie nie mogąc darować sobie tego, że wcześniej wystarczająco wcześnie nie zorientował się, co się ze mną dzieje i jakoś temu nie zapobiegł. Nie miałam pewności, czego obawiała się tym razem, ale przynajmniej początkowo nie protestowałam, aż nazbyt świadoma tego, że chciał la mnie dobrze.
Dopiero później zaczęłam próbować się kłócić, zapewniając, że już czuję się dobrze, ale dyskusję zazwyczaj ucinał Jasper, który po prostu mnie usypiał. Nie miałam na to wpływu, co niezmiennie mnie irytowało, tym bardziej, że podobno leczniczy dla mnie sen, zwykle wiązał się z kolejnymi koszmarami. Złe sny nawiedzały mnie regularnie, niemal za każdym razem, kiedy udawało mi się zasnąć i choć znałam je już niemal na pamięć, za każdym razem budziłam się z krzykiem.
Dokładnie tydzień po mojej przemianie, miałam już serdecznie dość leżenia. Moja niechęć wzrosła z chwilą, w której kolejny raz obudziłam się płaczem, ledwo powstrzymując krzyk.
Wciąż zaniepokojona, nerwowo rozejrzałam się dookoła, by nabrać pewności, że nikogo przy mnie nie ma i dać resztkom snu odejść w zapomnienie. Zajmowałam pokój gościnny w domu Cullenów, bowiem rodzice wciąż uważali, że powinnam być pod kontrolą lekarza, nawet jeśli ja sama lepiej czułabym się w naszym kamiennym domku. W pomieszczeniu panował półmrok, co jednoznacznie uprzytomniło mi, że musiało być dość późno. Pora dnia oraz to, że byłam sama, wcale mi nie pomagały, a ja poczułam, że jeśli zaraz nie wyjdę z sypialni, po prostu oszaleję. Dobrze wiedziałam, że prędzej czy później bliscy i tak każą mi znów się położyć, ale w tym momencie o to nie dbałam, pragnąc przede wszystkim znaleźć się na dole, gdzie w towarzystwie biskich miałam poczuć się zdecydowanie bezpieczniej.
Wychodząc, mimochodem zerknęłam w lustro. Zobaczyłam swoje odbicie pierwszy raz od kilku dni i na moment zamarłam, co najmniej zaskoczona. Wyglądałam okropnie, chorobliwie blada, drżąca i z napuchniętymi od płaczu oczami. Spróbowałam poprawić swój wygląd, nerwowo przeczesując palcami włosy, ale niewiele to pomogło – wyraźnie widać było, że jestem zmęczona.
W salonie zastałam rodziców, dziadków oraz wujków. Nie miałam pojęcia, gdzie podziały się Alice i Rosalie, ale ich partnerzy jak na razie nie cierpieli z powodu ich nieobecności, zajęci grą w te swoje wymyślne szachy na kilku planszach. Normalnie dołączyłabym do Jaspera, żeby móc zdenerwować Emmett’a, ale tym razem zupełnie nie miałam na to ochoty.
Potrzebowałam dłuższej chwili, żeby oswoić się ze zmianą oświetlenia i niepewnie skierować ku rodziców. Dawno nie ruszałam się z łóżka, zresztą wiedziałam, że nie wyglądam najlepiej, więc nie zdziwiło mnie, że natychmiast zaalarmowałam dziadka. Doktor w ułamku sekundy znalazł się przy mnie, ujmując pod ramię i tym samym dając mi do zrozumienia, że mam usiąść na kanapie.
– Jak się czujesz, kochanie? – zapytał, kucając naprzeciwko mnie, żeby dokładniej mi się przyjrzeć.
Słyszałam to pytanie średnio pięć razy dziennie, więc nie powstrzymałam się od grymasu. Jeżeli cokolwiek było ze mną nie tak, to raczej mój stan psychiczny.
– Dobrze – zapewniłam pośpiesznie. – Nie chcę już leżeć – poskarżyłam się, bo jeśli zdołałabym przekonać jego, rodzice też nie zmuszaliby mnie, żebym wracała do łóżka.
Carlisle uspokajająco pogłaskał mnie po głowie, choć byłam świadoma, że dla pewności badał moją temperaturę. Teraz łatwiej było mu się mną zajmować, bo właściwie nie różniłam się niczym od reszty jego pacjentów.
– Ale później spróbuj się przespać, dobrze? – upomniał mnie. – Widzę, że jesteś zmęczona.
Posłusznie pokiwałam głową, choć zamierzałam unikać snu tak długo, jak tylko miało być to możliwe. Pomyślałam, że jeśli ostatecznie zemdlałabym z wycieńczenia, mój umysł okazałby się na tyle osłabiony, że nie byłby w stanie dodatkowo katować się snami.
– Nessie… – zareagował natychmiast tata.
Nie byłam zdziwiona, kiedy okazało się, że śledził moje myśli. Wzdrygnęłam się, kiedy błyskawicznie do mnie dopadł, bowiem ludzkie zmysły były zdecydowanie zbyt słabe, żebym w porę zorientowała się, że zamierzał porwać mnie na ręce.
Bez słowa wtuliłam się w jego tors, próbując się uspokoić. Przy nim czułam się bezpieczniejsza, a przecież od samego początku właśnie o to mi chodziło.
– Płakałaś – stwierdził Edward, całując mnie krótko w czoło. Nie musiałam odpowiadać, bo to było oczywiste. – Dalej męczą cię koszmary – westchnął, spokojniejszym tempem wracając na swoje wcześniejsze miejsce koło mamy. Wampirzyca natychmiast mnie mu zabrała, mocno przytulając do siebie.
Wtuliłam się w nią, próbując wygodniej ułożyć się w jej ramionach. Wciąż nie ufałam sobie na tyle mocno, żeby spróbować zasnąć, ale podejrzewałam, że prędzej odpoczęłabym w jej objęciach, niż zasnęła sama w pokoju.
Niech on przestanie, pomyślałam spanikowana, kiedy zmęczenie niespodziewanie się nasiliło. I bez patrzenia wiedziałam, że to sprawka Jaspera.
– Jazz, zostaw ją – poprosił Edward, dobrze wiedząc w jakim jestem stanie. Wujek natychmiast się podporządkował, ja zaś pośpiesznie wyprostowałam się w ramionach mamy, chcąc trochę się rozbudzić.
Dziękuję, „powiedziałam”, zdecydowanie woląc komunikować się mentalnie niż odzywać. Nie miałam już daru, ale wciąż pozostawały mi zdolności taty.
– Nie ma sprawy. – Wampir pogłaskał mnie po policzku. – Potrzebujesz jakiejś odmiany – zauważył, próbując znaleźć sposób na to, żeby jakkolwiek mi pomóc.
To znaczy?, zapytałam kontynuując naszą w połowie mentalną wymianę zdań. Byłam zainteresowana wszystkim, co mogło równać się z jakąkolwiek psychiczną ulgą.
– Od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy nie powinniśmy cię stąd na trochę zabrać – wyjaśnił. Wyczułam, że przygotowywał się do tej rozmowy już od dłuższego czasu. – Może faktycznie niepotrzebnie zmuszamy cię, żebyś leżała. Nie mam pewności, ale chyba nawet zwykły wypad do miasta z Alice i Rosalie dobrze by ci zrobił – stwierdził i choć prawie cały czas patrzył na mnie, zauważyłam, że wymienił krótkie spojrzenia z Carlisle’m.
Mimowolnie pomyślałam o propozycji Jacoba – tej sprzed ponad tygodnia, poprzedzającą całe to szaleństwo z przemianą w człowieka. Jak przez mgłę pamiętałam naszą rozmowę, ale o zaproszeniu do rezerwatu nie zapomniałam. Jeśli to, co mówił tata, było prawdą, być może powinnam pojechać do La Push, gdy tylko dziadek uzna, że nic mi nie jest.
– Faktycznie, o tym zapomniałem – mruknął Edward, który ani na chwilę nie przestał śledzić moich myśli. Spojrzałam na niego pytająco. – Jacob oczywiście regularnie dobijał się do nas przez cały zeszły tydzień, ale byłaś w takim stanie, że baliśmy się go do ciebie dopuścić, zwłaszcza ze względu na te sny. Ale możliwe, że La Push też jest jakimś rozwiązaniem – wyjaśnił mi pośpiesznie, zanim zdążyłabym zacząć się obwiniać o to, że z tego wszystkiego zaniedbałam przyjaciela.
– Chcesz, żebym z nim porozmawiała? – zapytała mama, kołysząc mnie miarowo. Widać było, że gdyby miała gwarancję, że dzięki temu poczuję się lepiej, zabrałaby mnie do rezerwatu chociażby zaraz.
Choć wydawało mi się, że to ja powinnam załatwić tę sprawę, kiwnęłam głową. Zmęczenie znów zaczynało przejmować nade mną kontrolę, przez co nie miałam siły nawet na to, żeby pomyśleć o ewentualnej rozmowie z Jacobem, więc tym bardziej byłam mamie wdzięczna za tę sugestię.
Skrzywiłam się, kiedy ledwo zmusiłam się do ponownego otwarcia oczu. Zdezorientowana, zdążyłam krótko spojrzeć na Jaspera, zanim powieki znów mi opadły.
– To nie on – zapewnił mnie tata. – Jesteś zmęczona, skarbie. Daj mi ją, Bello. Wezmę małą na górę.
Uścisk osłabł, a chwilę późnij ponownie znalazłam się w ramionach taty. Strach momentalnie ścisnął mnie za gardło, kiedy uświadomiłam sobie, że kolejny raz będę zmuszona zmierzyć się ze swoimi koszmarami. Wszystko to, z czym walczyłam od czasu ostatniego przebudzenia, momentalnie wróciło, a ja nie mogłam zrobić niż, żeby zapanować nad emocjami. Choć próbowałam się powstrzymać, w pewnym momencie po prostu się rozszlochałam, drżąc na całym ciele i ledwo łapiąc oddech. Nie potrafiłam wykrztusić z siebie ani słowa, choć chciałam wręcz błagać tatę, żeby nie zostawiał mnie samej.
– Cii… Nessie, już wszystko dobrze – szepnął tata, zaniepokojony moim nagłym wybuchem. – Jesteś bezpieczna, skarbie – zapewnił mnie, a widząc, że to nie pomaga, zwrócił się do mojego dziadka: – Carlisle, dasz jej coś na uspokojenie?
Właściwie nie zorientowałam się, kiedy Edward zabrał mnie do mojego tymczasowego pokoju. Kołysał mnie delikatnie, co pozwoliło mi się odrobinę uspokoić, choć podejrzewałam, że i Jasper mógł mieć w tym swój udział. Tak czy inaczej, przynajmniej zaczęłam spokojniej oddychać i przestałam spazmatycznie szlochać.
Tata usiadł na moim łóżku, sadzając mnie sobie na kolanach i wciąż tuląc do siebie. Kołysał mnie delikatnie, szepcąc coś uspokajająco i zapewniając, że wszystko jest w porządku.
– Poczujesz jedynie lekkie ukłucie – zapewnił kojącym głosem, podwijając mi rękaw bluzki.
Dopiero kiedy do pokoju wszedł Carlisle, zrozumiałam co miał na myśli. Jęknęłam i poruszyłam się niespokojnie, kiedy dziadek podszedł do mnie z niewielką strzykawką, wypełnioną do połowy jakimś płynem. Choć igła była zdecydowanie cieńsza niż ta, której używał, kiedy pobierał mi krew, rozszlochałam się jeszcze bardziej.
– Nie chcę! – zaprotestowałam, patrząc na doktora błagalnie, kiedy przy mnie usiadł. – Dziadku, proszę… – jęknęłam, mocniej wtulając się w tatę.
– To nic nie zaboli – obiecał pośpiesznie Carlisle, uspokajającym gestem kładąc mi dłoń na ramieniu. – Kochanie, po tym spokojnie zaśniesz, bez żadnych koszmarów – wyjaśnił, ale przynajmniej nie zmuszał mnie, żebym pozwoliła podać sobie lekarstwo.
Zawahałam się. Wiedziałam, że zawsze robił wszystko dla mojego dobra, poza tym perspektywa spokojnego snu była kusząca, ale ta igła…
Zadrżałam mimowolnie.
– Zamknij oczy, skarbie – zachęcił mnie tata, dobrze wiedząc, że się waham. – Za chwilę będzie po wszystkim, tak?
Znów zadrżałam, ale w końcu niepewnie pokiwałam głową i mocniej wtuliłam się w obejmującego mnie opiekuna, zamykając oczy. Zupełnie jak podczas pobierania krwi, spróbowałam nie myśleć o tym, co robi dziadek i jakoś się rozluźnić, ale szło mi to dość opornie. W efekcie niewiele brakowało, żebym zaczęłam się wyrywać, kiedy poczułam, że doktor przemywa czymś skórę na moim ramieniu. Tata musiał to wyczuć, bo objął mnie bardziej stanowczo, zaś chwilę później w końcu poczułam ukłucie i nieprzyjemne uczucie, towarzyszące wstrzykiwaniu leku.
– Już po wszystkim. – Carlisle ucałował mnie w czoło. – Śpij, kochanie – zachęcił mnie, bo spróbowałam otworzyć oczy.
W końcu zaryzykowałam i po prostu poddałam się senności, mając nadzieję, że środki naprawdę pomogą. Poczułam jeszcze, że tata delikatnie układa mnie na łóżku i okrywa kołdrą, co pozwoliło mi się rozluźnić.
Tym bezpieczniejsza się poczułam, kiedy przekonałam się, że żaden z nich nie wyszedł – ani on, ani doktor. Słyszałam, że zaczęli o czymś cicho rozmawiać, ale nie miałam pojęcia o czym – ja chciałam po prostu spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz