To mógł być ten dzień.
Łagodne promienie
wpadały do wnętrza pokoju, nagrzewając skórę. Początkowo światło wydawało się
zbyt jasne i nieprzyjemne drażniło oczy, ale prawie natychmiast dyskomfort
ustąpił.
Serce
zabiło szybciej. Podniosła się, choć nie sądziła, że będzie do tego zdolna.
To ten
dzień…
Nie
zastanawiając się dłużej, podeszła do okna. Szarpnięciem rozsunęła zasłony do
końca, wpuszczając do sypialni jeszcze więcej słonecznego blasku. Zmrużyła
oczy, ale nie odwróciła wzroku, napawając się blaskiem co najmniej tak, jakby
widziała go po raz pierwszy. Poniekąd tak było – zupełnie jakby po wiecznej
nocy w końcu nastał dzień.
Wolność.
Po długim
oczekiwaniu nareszcie nastał poranek.
Cała seria dostępna tutaj: KLIK.
Ostatni wpis w tej serii, więc chyba wypadałoby coś napisać. Bawiłam się nieźle – czasem troszkę się zmuszając do bardziej abstrakcyjnego myślenia, innym razem znów tworząc tekst ot tak. Gorsze, lepsze… To już nie ma dla mnie znaczenia; liczy się kolejne ciekawe doświadczenie, które na pewno powtórzę, gdy znów najdzie mnie na to ochota. ;)Z podziękowaniami dla tych, którzy tu dotarli. Z nadzieją, że choć jeden raz na czyjejś twarzy pojawił się uśmiech.A ten tekst uznajmy za taki mały Blank Dream vibe, bo czemu nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz